dachowa ekwilibrystyka

Kilka dni temu zauważyliśmy, że woda, zamiast rynną, znów spływa nam po ścianie. Po raz kolejny pewnie coś się zatkało. Zeszłej zimy mieliśmy podobną sytuację. Najpierw spadł śnieg, potem była odwilż. Następnie minusowa temperatura tak wszystko zmroziła, że lód trzeba było skuwać łopatą. I tak nie wszystko dało się zrzucić na ziemię. Przestraszyłem się, że od kucia pourywam rynny i pozdzieram i tak już nieźle przeżartą blachę. W efekcie ściana przemokła nam na wylot. Ach ten nieszczęsny dach! Wypadałoby sporą jego część wymienić, ale niestety, ubogich mnichów nie stać na tak kosztowne przedsięwzięcie. Przecież tyle jeszcze innych spraw czeka na swoją kolejkę…
Po obiedzie wdrapałem się więc na górę, żeby rozeznać sytuację. Przywiązany liną do uprzęży, powoli opuściłem się do krawędzi dachu. Zimno. Ręce mi zgrabiały. Popatrzyłem w dół. Piętnaście metrów to niezła wysokość, wystarczy, żeby skręcić kark! Wychylając się poza krawędź, mocniej zacisnąłem prusika na linie. Ku mojemu zdziwieniu okazało się, że w rynnach nic nie ma, zaledwie tylko trochę przywianych przez wiatr zgniłych liści. Zapewne blacha na łączeniach przepuszcza wodę a ta, zamiast spływać wyznaczonym korytem, po prostu spływa po ścianie. Cóż, na szczegółowe oględziny będziemy musieli poczekać do kolejnych opadów deszczu.
Może wtedy wszystko się wyjaśni?
Wiecie, codzienność potrafi być niezmiernie ciekawą i fascynującą, zwłaszcza jeśli popatrzy się na nią między wierszami…

refleksja

Stałem ze spuszczoną głową przed zepsutym bankomatem, jak przed ścianą płaczu. Zły na świat, technikę, siebie… Zapytałem ochroniarza stojącego w pobliżu:
– Przepraszam, czy z tą maszyną da się coś zrobić?
Ten bezwiednie wzruszył ramionami.
– Bez pojęcia! – Mruknął pod nosem.
Bez techniki to czasami tak, jak bez głowy – pomyślałem. Opuszcza cię wszystko, zaczynając od rozumu aż po ochotę do życia. Sfrustrowany zabrałem więc swój wózek i niczym żuk gnojak kulkę, potoczyłem go pomiędzy regały. W kieszeni kurtki zabrzęczało kilka blaszek. Uśmiechnąłem się do siebie: przecież wraz z awarią maszyny wydającej pieniądze, świat się jeszcze nie kończy…
Jaki z tego morał?
Drogi czytelniku, miej zawsze gotówkę przy sobie. No bo wracając z zakupów, czym zapłacisz chłopcu, który na skrzyżowaniu będzie chciał umyć szyby w twoim samochodzie?

podobieństwo i obraz

Człowiek został stworzony „na obraz i podobieństwo Boga” – tak mówi Księga Rodzaju. Podobieństwo pewnie nie fizyczne, bo Pan Bóg przecież nie ma ani rąk, ani nóg, ani ciała ludzkiego… Cóż, ograniczeni niedoskonałością abstrakcyjnego myślenia wciąż po ludzku próbujemy Go sobie wyobrazić. Chociaż kto wie, jak to naprawdę z Nim jest. Jednak codziennie rano, kiedy staję przed lustrem i żeby się obudzić ochlapuję twarz zimną wodą, myślę sobie, że skoro jestem Jego „podobieństwem”, to może On, tak jak ja w lustrze, przegląda sie w mojej twarzy..?

pochwała nudy

Trzy rodzaje nudy według Kundery:
  • nuda pasywna – ziewająca dziewczyna w tańcu,
  • nuda aktywna – amatorzy puszczania powietrznych latawców,
  • nuda zbuntowana – młodzież podpalająca samochody i rozbijająca witryny sklepów.
Broń mnie, Panie, od nudy, która staje się sposobem na życie!