Siedząc w fotelu z uwagą słuchałem opowieści. Było już dobrze po południu i w gabinecie panował półmrok. Czułem się trochę nieswojo w tych ciemnościach i byłem nieco zły na siebie, że wcześniej nie zapaliłem światła. Postanowiłem jednak teraz tego nie robić. Obawiałem się, by mój nagły ruch w kierunku włącznika nie naruszył wytworzonej atmosfery bezpieczeństwa i akceptacji. Uznałem, że w tym momencie, dodatkowy przypływ elektryczności, w i tak już napiętej sytuacji, może zaowocować jedynie spięciem. A tego przecież nie chciałem. Dramatyzm chwili polegał na tym, że opowieść była pełna łez, bólu, poczucia krzywdy, cierpienia i bezradności w odnalezieniu się w trudnych okolicznościach.
Zauważyłem, że w ostatnim czasie nocą męczą mnie koszmary. O ile normalnie żadnego ze snów nie pamiętam, o tyle teraz budzę się w nocy mocno zdezorientowany. Zapalam światło, rozglądam się po celi próbując zorientować się gdzie jestem. Poprawiam posłanie i na powrót staram się zasnąć. Jakiś czas temu w hostelu, podczas poniedziałkowych psychoanaliz Piotr mówił mi o podobnym doświadczeniu. Opowiadał o snach, treścią których były sesje z pacjentami.
Wygląda na to, że strachy z mojej podświadomości próbują przebić się do realnego świata. Nocą umysł usypia. Mechanizmy obronne nie działają więc na pełnych obrotach. To sprawia, że nie są w stanie kontrolować wszystkiego. Materiał przeżyć w ciągu dnia skutecznie wypierany do podświadomości wypływa wówczas na powierzchnię. Kiedyś już miałem coś podobnego. Jednak zamiast budzenia się z powodu koszmarów w ogóle nie mogłem zasnąć. Snułem się nocą po domu, piłem herbatę, oglądałem filmy w nocnym kinie, dopóki nie poczułem się zmęczony. Udawało mi się usnąć na godziny dwie – trzy, po czym nad ranem budziłem się potwornie zmęczony.
W ostatnim czasie bez przerwy za czymś gonię. Niekiedy w pracy czuję się bezradny, niekompetentny, niepewny… To tworzy różne lęki i napięcia. Muszę chyba poszukać dystansu do siebie i innych.