trzymaj się muru, ale idź do chóru

O poranku obudził mnie ból w gardle. Przełykając ślinę miałem wrażenie, że przełykam zwinięty w kłębek kawałek drutu kolczastego. A niech to! Zakląłem srodze. Ledwo co, bo niespełna miesiąc temu wygrzebałem się z przeziębienia, a tu już nowe przychodzi. Jakby nie miało nic innego do roboty. Przypomniały mi się słowa mojego przyjaciela, który ciągle powtarzał, że w naszym wieku już czuje się wszystko i ręce i nogi i głowę i kręgosłup, a każde kolejne przeziębienie staje się coraz bardziej dotkliwe tak, że nie marudź. W końcu jeśli czujesz, to znaczy, że żyjesz!
Rzeczywiście jakoś tak chyba teraz trudniej… Choć po tylu latach powinienem być zdecydowanie bardziej odporny.
Wstałem z łóżka i zgodnie ze starym zakonnym porzekadłem „trzymaj się muru ale idź do chóru”, powlokłem się… do kuchni, gdzie Petro, jak raz, gniótł na stole ciasto na pierogi. Na myśl o smacznym obiedzie humor nieco mi się poprawił. Zaparzyłem herbatę z miodem, imbirem i cytryną, zgłosiłem telefonicznie w szkole językowej swoją niedyspozycję do nauki, połknąłem porcję medykamentów i wróciłem do swojej celi by z powrotem zagrzebać się w ciepłą pościel.

Leżąc, przyszła mi refleksja, że na wiele rzeczy, trudnych spraw, kłopotów życiowych wciąż odporny jestem, no dobra, może nie odporny, lecz póki co skutecznie sobie z nimi radzę. Ale gdy chodzi o choroby, niestety, czuję, że każda kolejna coraz więcej mnie kosztuje. Zdrowia oczywiście ;)

specjalista

– Jak minęła noc?
– Znośnie. – Odparłem.
– A jak teraz się czujesz? – Zapytała spoglądając na mnie badawczym wzrokiem.
– Smutno mi… Pomyślałem sobie, że nie nadaję się już do zajmowania kolejki w sklepie. Kiedy stoję bolą mnie nogi…

Od kilku dni uskarżam się na dolegliwości, których powodem jest mój kręgosłup. Kiedyś byłem uczestnikiem wypadku drogowego, w którym najbardziej ucierpiała pewna jego część. Od tego momentu raz na jakiś czas przypomina mi o sobie. Tym razem jednak owo przypomnienie stało się, jak nigdy przedtem, bardzo natarczywe. Postanowiłem więc wybrać się do neurologa. Zapytałem znajomych o nazwiska lekarzy godnych polecenia. Podali mi kilka. Próbowałem więc umówić się z którymś z nich na konsultację. Terminy przyjęć jednak okazywały się dość odległe, a ja przecież nie mogłem czekać. Właściwie to nawet nie byłem w stanie tego zrobić. Poprosiłem więc, w pewnej poradni neurologicznej, o zapisanie mnie na konsultację do jakiegokolwiek neurologa-specjalisty w jakimkolwiek najbliższym terminie. Miły głos recepcjonistki w słuchawce telefonu oznajmił mi, że zostałem umówiony na konsultację do doktora M w najbliższy poniedziałek, przed południem. Zanotowałem dane i podziękowałem uprzejmie.

– No i co, znalazłeś lekarza? – Zapytała kiedy znów się spotkaliśmy.
– Chyba tak. To doktor M. Próbowałem dowiedzieć się czegoś o nim z Internetu ale nic nie znalazłem.
– Zaraz, zaraz… Znam go! Kiedyś byłam u niego z podopiecznym naszego OPS-u. M to dobry lekarz, nosił kiedyś długie włosy…

demony przeszłości

Dachowe eskapady sprzed tygodnia zmusiły mnie do wizyty u lekarza. I dobrze! Każdy powód do zadbania o siebie wydaje się być dobry. Powiedziałem pani doktór, że to demony przeszłości znów do mnie powracają. Zresztą, tak naprawdę przecież nigdy nie zostawiły mnie w spokoju. Zauważyłem, że ilekroć coś robię są tuż za mną, z tyłu głowy. Chcąc podjąć jakąkolwiek decyzję waham się, zastanawiam, myślę, rozważam czy przypadkiem nie powrócą znowu?
Rozmawiając wczoraj z moim rodzicem powiedziałem mu: starość – nie radość! Uśmiechnął się tylko. Poczułem to w słuchawce telefonu. Pomyślałem sobie, że prawie przy każdej okazji to ja właśnie mu powtarzam, żeby poszedł do lekarza, żeby dbał o siebie, a tymczasem sam nic ze sobą nie robię. Ktoś powie: żyj szybko i umieraj młodo! I może jest w tej filozofii jakiś sens. Wydaje mi się tylko, że ryzyko powinno także mieć swoje granice. W przeciwnym wypadku przestaje być ryzykiem, a staje się zwykłą brawurą i kuszeniem Losu, nieodpowiedzialnością. Jak przebieganie przez ulicę na chwilę przed pędzącą ciężarówką.

Pani doktór przepisała mi jakieś medykamenty. Dostałem nawet serię zastrzyków! Próbuję sam dla siebie być pielęgniarzem i wstrzykuję sobie leczniczy preparat.
Zdrowie, tak jak życie, również rodzi się w bólach.