bez znieczulenia

Pernazinum, olzapin, paroxetyna, depakine… Wygrzebując z ogromnej torby opakowania psychotropów próbowałem odczytać ich nazwy.
Szczęście w tym, że mimo życiowych zawirowań nie utraciłem jeszcze zdolności postrzegania świata w ciepłych kolorach. Zresztą, nigdy nic nie wiadomo.
Na wszelki wypadek postanowiłem jednak odłożyć parę opakowań dla siebie.
Trochę tabletek żółtych, białych podłużnych, kilka czerwonych znieczulających przykre doznania, jak również coś na stres i ogólny lęk przed życiem. Nawet jeśli sam ich nie zjem – pomyślałem – to może chociaż podzielę się z innymi.
Świat w końcu nie jest taki zły, prawda? Zresztą, życie choć czasem trudne, czasem potrafi być też piękne, również bez znieczulenia.

między fotelem a kozetką

Siedziałem przy stoliku trzymając głowę w dłoniach. Była ciężka jak wypchana wiedzą teczka, którą przyniosłem na zajęcia. Spuchnięta, otępiała, a przy tym pełna smarków. Miałem wrażenie, że dziś wszystko jest poza mną. Moje zdolności percepcyjne już dawno nie miały tak niskich notowań – pomyślałem. Co jakiś czas tylko, do moich uszu dolatywały niezrozumiałe i zupełnie abstrakcyjne pojęcia.
Nauczyciel tymczasem penetrował kolejny meta poziom freudowskiej psychoanalizy.
Próbowałem być przytomny, jednak mój kontakt z rzeczywistością, mimo wszystko, stawał się coraz słabszy. Czułem, że w doświadczeniu głębi moich przeżyć jestem zawieszony gdzieś między fotelem a kozetką. Pozycja niezbyt wygodna, zarówno dla psychoterapeuty, jak i dla pacjenta – ale na pewno bezpieczna!
No cóż, w końcu od podróży przez strachy i koszmary przeszłości, zdecydowanie przyjemniejsze jest oddawanie się mistyce marzeń sennych!

o dojrzewaniu

Właśnie przymierzałem się do pacyfikacji kolejnego grapefruita, gdy zadzwonił telefon.
– Wszystkiego najlepszego w Nowym 2009 Roku! – Usłyszałem z drugiej strony światłowodu. – Niech Ci się darzy! Dużo szczęścia i miłości!
– Dzięki wielkie! – Ryknąłem równie głośno. Odwzajemniłem noworoczne pozdrowienia, pożyczyłem dobrej zabawy i usiadłem ponownie przed koszem pełnym owoców.
Przy końcu Starego i na początku Nowego Roku zawsze jest sporo refleksji. Moje były owocowe i w sporej mierze dotyczyły dojrzewania. Do podejmowania decyzji, do dokonywania wyborów, dojrzewania do dorosłości, do stawania się człowiekiem, dojrzewania do pełni…
Dziś przyszła mi jeszcze refleksja o tym, że wszystkie zachodzące w życiu procesy mają swój początek i koniec. One również dojrzewają…
Nowy 2009 Rok przywitałem z grapefruitem w ręku. Był taki… słodko – kwaśny.
Niebo mieniło się kolorami sztucznych ogni, dzieci balowały na krużgankach klasztoru, a narcotraficantes z ośrodka biegali po podwórku.
Wyglądając przez okno uśmiechnąłem się do siebie :) No cóż, wciąż jeszcze jestem w drodze!

przyjemność bez poczucia winy

– Nie masz wrażenia, że ci ludzie są trochę nienormalni?
– ..? Co masz na myśli? Jacy ludzie?
– No ci wokół! – Mówił ściszonym głosem Śliwa. – Spójrz na tego faceta przy stoliku, albo na tamtych w basenie… Widzisz jak się zachowują? A kelnerki za barem? Zamawiamy kawę, a one uśmiechają się głupkowato…
– Wiesz, nowa praca, pretensjonalni klienci… Obsługa widocznie jeszcze się nie rozkręciła… – Odparłem wzruszając ramionami. – Zresztą, to przecież dopiero trzeci dzień od otwarcia.
Śliwa kiwnął głową wyrażając zrozumienie dla tego, co powiedziałem, po czym badawczym wzrokiem rozejrzał się po okolicy.
Tłumów jeszcze nie było. Kilkanaście osób chlapało się w basenie, a inni oblegali saunę albo odpoczywali wyciągnięci na leżakach. My natomiast siedzieliśmy w barze przy stoliku wcinając dopiero, co zamówioną szarlotkę i popijając wyśmienite espresso.
Było mi dobrze. Pomyślałem, że do szczęścia w sumie potrzeba całkiem niewiele, albo tylko jednego…
– Wiesz… – Spoglądając przez oszkloną ścianę na skrzące się w słońcu zaśnieżone szczyty gór uśmiechnąłem się do mojego towarzysza. – Jest fajnie, podoba mi się… Jednak zamiast w saunie równie miło moglibyśmy siedzieć w ścianie…