przyjemność bez poczucia winy

– Nie masz wrażenia, że ci ludzie są trochę nienormalni?
– ..? Co masz na myśli? Jacy ludzie?
– No ci wokół! – Mówił ściszonym głosem Śliwa. – Spójrz na tego faceta przy stoliku, albo na tamtych w basenie… Widzisz jak się zachowują? A kelnerki za barem? Zamawiamy kawę, a one uśmiechają się głupkowato…
– Wiesz, nowa praca, pretensjonalni klienci… Obsługa widocznie jeszcze się nie rozkręciła… – Odparłem wzruszając ramionami. – Zresztą, to przecież dopiero trzeci dzień od otwarcia.
Śliwa kiwnął głową wyrażając zrozumienie dla tego, co powiedziałem, po czym badawczym wzrokiem rozejrzał się po okolicy.
Tłumów jeszcze nie było. Kilkanaście osób chlapało się w basenie, a inni oblegali saunę albo odpoczywali wyciągnięci na leżakach. My natomiast siedzieliśmy w barze przy stoliku wcinając dopiero, co zamówioną szarlotkę i popijając wyśmienite espresso.
Było mi dobrze. Pomyślałem, że do szczęścia w sumie potrzeba całkiem niewiele, albo tylko jednego…
– Wiesz… – Spoglądając przez oszkloną ścianę na skrzące się w słońcu zaśnieżone szczyty gór uśmiechnąłem się do mojego towarzysza. – Jest fajnie, podoba mi się… Jednak zamiast w saunie równie miło moglibyśmy siedzieć w ścianie…