Pan Tadeusz

Nad ziemią wisiały ciężkie i ciemne chmury. Było ponuro i zimno. Na zachodzie tylko słońce przebijało swój przedwieczorny blask przez fragment jeszcze niespowitego chmurami nieba. Polonez mknął drogą na południe. Siedziałem w fotelu obok kierowcy błędnym wzrokiem wodząc po okolicy.
– Miło jest być pasażerem. – Pomyślałem. – Można zupełnie odłączyć zmysły.
Opierając głowę o szybę auta patrzyłem na umykający na zewnątrz krajobraz. Drzewa, domy, łąki, droga na południe… Wszystko zdawało się płynąć, beznamiętnie, gdzieś poza mną.
W pewnym momencie mignęła mi przed oczami ogromna tablica z napisem: Zajazd Soplicowo.

Pan Tadeusz okazał się człowiekiem pogodnym, niespełna pięćdziesięcioletnim o krępej budowie ciała. Uśmiechnięta twarz, siwiejące na skroniach włosy, mocne przedramiona i dłonie. Tak zapewne musi wyglądać każdy masażysta. Odwzajemniłem uśmiech, po czym położyłem się na stole do masażu stojącym pośrodku gabinetu.
Zabawa w łupanie po plecach trwała kilkanaście minut. Na początku było dość przyjemnie. Zamknąłem oczy, oddychałem spokojnie. Było miło. W pewnym momencie jednak poprosił mnie bym przekręcił się na bok, zgiął nogę w kolanie, a drugą wyprostował. Posłusznie ułożyłem się w żądanej pozycji. Pan Tadeusz złapał mnie wpół i po chwili poczułem trzask przypominający łamanie kości. Twarz wykręciła mi się w grymasie bólu.
– Teraz drugi bok.
W przerażeniu, ale posłuszny prośbie masażysty, położyłem się na drugim boku. Kolejny trzask i kolejny ból! Kiedy to się wreszcie skończy? Chciałem powiedzieć mu jeszcze coś na temat moich chronicznych bólów głowy, ale zacząłem zastanawiać się, czy rzeczywiście tego chcę. A co jeśli będzie bardziej bolało? Zresztą, raz kozie śmierć! – Pomyślałem. Skoro już tu jestem, to może jednak warto spróbować sobie pomóc.
Usiadłem na stole, a on chwycił dłońmi mój kark, po czym gwałtownie go przekręcił. Znów usłyszałem cichy gruchot nastawianych kości i jęknąłem z bólu.
– Jeszcze z drugiej strony.
Wiedziałem, co za chwilę będzie, więc zacisnąłem zęby, żeby wytrzymać skręcanie karku.
– Już dobrze. Wystarczy. Teraz powinno być lepiej. Gdyby jednak nie było, proszę jeszcze do mnie zajrzeć.
– Dziękuję… – Powiedziałem ocierając pot z czoła. – Mam nadzieję, że jednak będzie dobrze…

Wsiadając do samochodu uśmiechnąłem się do Anny:
– Poloneza czas zacząć! Soplicowo niedaleko!