liturgia cmentarza

Dziś niemalże wszyscy piszą o aurze listopadowych świąt. Pewnie dobrze, bo rzeczywiście jest o czym pisać. Jesień, kwiaty na grobach, miliony płonących świec i pamięć. Wciąż żywa… Przypominają mi się dziecięce lata. Rodzinne spotkania przy grobach bliskich, pełne świętego milczenia. Pamiętam, że będąc dziećmi, często przerywaliśmy je nieoczekiwanymi wybuchami śmiechu i złości. Jak to dzieci. Ktoś kogoś ciągnął za włosy, zabierał świeczki, chciał się bawić w chowanego, poplamił woskiem „kościołowe” spodnie, nabił sobie guza o granitowy pomnik zmarłego przed laty dziadka… Sporo tego było. Czasami wierzyć się nie chce, że aż tyle. Teraz wszystko powoli znika przyprószone kurzem przeszłości.
Pamiętam, że klimat cmentarza jaki panował w pierwszych dniach listopada zawsze mnie intrygował. Z jakichś powodów nieustannie mnie tam ciągnęło. Później, kiedy trochę podrosłem, wspólnie z kolegami chodziliśmy od grobu do grobu bezczelnie kradnąc zmarłym ich przeżyte lata. Chcieliśmy wiedzieć ile ich mamy jeszcze przed sobą. Bo przecież tyle jeszcze marzeń było przed nami, tyle zwariowanych pomysłów, tyle ukochanych miłości… Teraz już pewnie niewiele z nich zostało.
Dziś, stojąc nad grobem swojej matki myślałem o tym, jak bardzo życie potrafi być ulotne, jak szybko przemija, a dzień wcześniej, w kawiarni, przy kubku jaśminowej herbaty wspólnie z przyjaciółmi próbowałem zatrzymać czas. Wiem, że to niemożliwe… a jednak ciągle próbuję to robić. Gdyby tak można było, choć na chwilę, przez szparę zajrzeć do Wieczności…

osiem Słów…

Pamięć o Wszystkich Świętych zatrzymuje się dziś na błogosławieństwach.
„Błogosławieni ubodzy w duchu, cisi, pokorni, miłosierni, sprawiedliwi, czystego serca… albowiem do Was należy Królestwo Niebieskie”.
Błogosławieństwa to osiem Słów mówiących o wieczności.
Będąc w kościele na Mszy św. słuchałem jak ksiądz mówił o świętości. Zwyczajnej, ludzkiej, dostępnej dla wszystkich, bliższej niż koszula ciału… Pomyślałem, że przecież wystarczy tylko chcieć. Żeby jednak chcieć trzeba zobaczyć sens. No a sens? Najpierw trzeba uwierzyć w Wieczność… w osiem Słów.
 

o poezji, apostołowaniu i pisarstwie

Myśli Mertona ciąg dalszy…
„Poeta katolicki powinien być apostołem – przez to przede wszystkim, że jest poetą, a nie próbować być poetą przez bycie przede wszystkim apostołem. Bowiem jeśli przedstawi sie ludziom jako poeta, bedzie sądzony jako poeta, a jeśli nie jest w tym dobry wykpią i jego apostołowanie.
Jeśli piszesz dla Boga, dotrzesz do wielu ludzi i przyniesiesz im radość. Jesli piszesz dla ludzi – być może trochę na tym zarobisz, dostarczysz komuś troche radości i przez chwilę narobisz na świecie trochę hałesu. Jeśli piszesz jedynie dla siebie, możesz czytać, co sam napisałeś, a po dziesięciu minutach będziesz tak zdegustowany, że wolałbyś nie żyć”.
Już dawno temu przestałem pisać dla siebie.

o karolu – papieżu, który pozostał człowiekiem…

Po raz pierwszy od przeszło roku wybrałem się na… randkę. Chyba zbyt dużo czasu poświęcam na domatorstwo. Nie można przecież przeżywać życia w ograniczeniu tylko do klasztornej celi, na domiar złego jeszcze małej (4mx3m). Filiżanka dobrej kawy, garść uśmiechów i spojrzenia Anny, tyleż milczące, co mówiące wiele. Było sporo czasu na pogawędki i refleksje o tym co ważne, cenne i przyjemne. Finał wieczoru miał miejsce w sali kinowej na projekcji filmu: „Karol – papież, który pozostał człowiekiem”.
Miałem szczęście uczestniczyć „na żywo” w wielu uroczystościach z Janem Pawłem II. W wielu innych uczestniczyłem przez media. Przed oczyma mam wiele obrazów, które chyba już na zawsze pozostaną w mojej pamięci. Teraz nawet wspomnienia mnie wzruszają… i wzrusza mnie niesamowitość Pana Boga, który w ludzkiej zwyczajności dokonuje rzeczy niezwykłych.