spotkania

Przewracając karty Ewangelii spotykam wiele postaci. W tej podróży do początków historii zbawienia jestem świadkiem wielu wydarzeń i sytuacji, w których wszyscy, co spotykają Jezusa stają się innymi ludźmi. Najpierw Jan Chrzciciel, później Apostołowie, często zagubieni i nic nie rozumiejący. Są chorzy, ułomni, trędowaci, wdowy i sieroty. Spotykam nawracających się celników, jak choćby Mateusz i zniewolonych nakazami Prawa faryzeuszy. Jest Łazarz – serdeczny przyjaciel Jezusa oraz jego dwie siostry: pracowita Marta i zasłuchana w Miłości Maria. Dalej setnik i jego chory sługa, a także bogaty młodzieniec, który bał się sprzedać majątek i wypłynąć w morze szaleństwa. Są również ci, których Jezus uzdrawia na ciele i na duchu. Niewidomy od urodzenia, czy opętani przez złe duchy. Przy studni spotykam pewną siebie Samarytankę, a będąc w gościnie u jednego z faryzeuszów nawróconą grzesznicę obmywającą Panu stopy. Jezus powie o niej, że bardzo umiłowała…
Wydarzenia i napotykani ludzie układają się w kalejdoskop. Niczym ulotne wspomnienia pojawiają się to znikają znowu… Pośród nich wciąż próbuję odnaleźć siebie. Na pustyni, nad morzem Tyberiadzkim, w Betanii… Ale dlaczego właśnie teraz? Nie wiem. Może przez Adwent, co chce mnie zatrzymać? A może przez śnieg wczorajszy, po którym dziś już prawie nic nie zostało…?

niebezpieczna obecność Natchnienia

Stał na krawędzi skalnego urwiska. Niepewność, strach, obawa przed wstydem przeplatały się w jego głowie. Czuł się słaby i wydawało mu się, że nie podoła wyzwaniu jakie spadło na jego barki. Spojrzał na swoje ręce i nogi. Strzępy podartego ubrania trzepotały na wietrze. Spuchnięte i podrapane dłonie, spalona, piekąca twarz… Przecież przed chwilą wpatrywał się w Boga jak w ognisko. Niebezpieczna obecność Natchnienia wypaliła na nim pieczęć Jahwe. Naznaczyła go. A Anioł sfrunął z góry i węglem z ołtarza oczyścił mu wargi…
Trochę tak właśnie się czuję. Czas minionych zamyśleń nad pięknem był rzeczywistym wpatrywaniem się w Boga jak w ognisko. Przypomina mi się Mojżesz, prorocy, Zachariasz i wielu innych ludzi Starego Przymierza, którzy wchodząc za zasłonę w świątyni widzieli Jahwe. Pismo daje świadectwo temu, że mieli to wypisane na twarzach. Niebezpieczna obecność Natchnienia odciskała na każdym z nich swój ślad. Kontemplując Trójcę z ikony Rublowa i ja poczułem się zaproszony do Stołu.

piękno zbawi świat

Od kilku już dni rozmyślam nad tymi słowami. To przy okazji rekolekcji, które niebawem mam poprowadzić.
„Красота спасет мир” – pisał w „Idiocie” F. Dostojewski. Piękno, o które codziennie się ocieramy, na które patrzymy, którego dotykamy… Piękno, które otwiera drogę do innego świata. W tych rozmyślaniach towarzyszy mi wspomnienie wielu zimowych wieczorów spędzonych a Galerii Trietiakowskiej w Moskwie. Pamiętam, że w salach bez okien ikony były jedynym światłem wypełniającym ciemne pomieszczenia. Pantokrator, Zwiastowanie, Przemienienie Pańskie, Oblicze Chrystusa ze Zwienigorodu, święci Apostołowie, Trójca… Pochylam się nad słowami Pawła Florenskiego, który mówi, że „…ikony odsłaniają nam, półślepym tajemnice sanktuarium, otwierają chromym i kalekim wejście do innego świata…” Tak więc są oknem, przez które można spojrzeć dalej i zobaczyć więcej. Są pięknem prześwietlonym od wewnątrz nienaturalnym światłem. Pięknem malowanym modlitwą…

czekanie na…

Najbardziej lubię Adwent. Bo to czas oczekiwania.
Tak patrzę na siebie i widzę, że w życiu nieustannie na coś czekam… Sporo tego. Ciągle rodzą się nowe pragnienia, pojawiają się nowe nadzieje… Spełnienie jednego powoduje oczekiwanie na następne. Przypomina mi się jak kiedyś czekałem na miłość, na listonosza, co przynosił mi słowa pachnące jaśminem, na odwagę, decyzje… Później, po latach, na pierwsze rozstanie i ostatni powrót… Nieustannie w drodze, niecierpliwie oczekując co kryje się za zakrętem, co życie z sobą przyniesie.
Adwent znów chce mnie zatrzymać.
Przecież tylko w cierpliwości i milczeniu dokonują się rzeczy wielkie…