niebezpieczna obecność Natchnienia

Stał na krawędzi skalnego urwiska. Niepewność, strach, obawa przed wstydem przeplatały się w jego głowie. Czuł się słaby i wydawało mu się, że nie podoła wyzwaniu jakie spadło na jego barki. Spojrzał na swoje ręce i nogi. Strzępy podartego ubrania trzepotały na wietrze. Spuchnięte i podrapane dłonie, spalona, piekąca twarz… Przecież przed chwilą wpatrywał się w Boga jak w ognisko. Niebezpieczna obecność Natchnienia wypaliła na nim pieczęć Jahwe. Naznaczyła go. A Anioł sfrunął z góry i węglem z ołtarza oczyścił mu wargi…
Trochę tak właśnie się czuję. Czas minionych zamyśleń nad pięknem był rzeczywistym wpatrywaniem się w Boga jak w ognisko. Przypomina mi się Mojżesz, prorocy, Zachariasz i wielu innych ludzi Starego Przymierza, którzy wchodząc za zasłonę w świątyni widzieli Jahwe. Pismo daje świadectwo temu, że mieli to wypisane na twarzach. Niebezpieczna obecność Natchnienia odciskała na każdym z nich swój ślad. Kontemplując Trójcę z ikony Rublowa i ja poczułem się zaproszony do Stołu.