angielski pacjent

– R., jak Twoje samopoczucie?
– Dobre, dobre.
– Podobno byłeś na urlopie…
– Byłem, byłem.
– No i jak Ci minął ten czas?
– Dobrze, dobrze.
Siedząc z boku uważnie przysłuchiwałem się rozmowie.
Dialogi na cztery nogi – pomyślałem. Co miesiąc przyjeżdżamy do ulubionego psychiatry po pakiet lekarstw i ciągle to samo.
Anna niezgrabnym charakterem pisma wypełniała kartę zdrowia i kontynuowała rozmowę.
– Lekarstwa bierzesz regularnie?
– Tak, tak.
– W nocy dobrze sypiasz?
– Sypiam, sypiam.
– A głosy jeszcze Cię niepokoją?
– Nie, nie.
– Czyli możemy pozostać przy tych lekach?
– No, no.
Kilka niedbale zapisanych recept. Szczery uśmiech. Uścisk dłoni i życzenie miłego popołudnia.
Wizyta u lekarza, niczym lekcja historii klasycznej z piosenki Kaczmarskiego.
O pamiętnikach Juliusza Cezara i lapidarności stylu. A niektórzy mówią mi, że to ja wyrażam się lapidarnie! Cóż, pewnie nigdy nie byli z R. u psychiatry.

pytania retoryczne

Błogosławiąc dziś związek małżeński moich znajomych zastanawiałem się ile w miłości jest bycia dla kogoś, a ile szukania siebie? Trudne pytanie. I pewnie tylko sam mogę sobie na nie odpowiedzieć. Znając swoje serce, swoją wolność i nie-wolność, zatrucie egoizmem, chęć spełnienia się mogę ocenić czego jest mniej,
a czego więcej.
Egh! Wciąż te retoryczne pytania! Często je sobie zadaję lecz zdecydowanie rzadziej na nie odpowiadam. I o co tak naprawdę w nich chodzi? Sam już nie wiem. Może o sens? O odpowiedzialność? Może o bycie wiernym raz danemu słowu? A może rzeczywiście o miłość, która nie jest kochaniem za, ale pomimo..?
Ufam, że Pan Bóg kiedyś mi w końcu wytłumaczy.

homo bronchitis

Jak dobrze znów być razem. W ostatnim czasie wyjazdy jakoś dziesiątkują naszą wspólnotę. Terapeutyczna filiałka, zastępstwa, zaległe urlopy, wyjazdowe prace, rekolekcje… Niekiedy trudno się spotkać, żeby choć przez chwilę pobyć ze sobą. Poranna kawa po śniadaniu i wspólny obiad powoli zaczynają należeć do rzadkości. Cóż, inicjatywa się rozwija, a ludzi niestety ciągle brakuje. Dziś jednak jesteśmy w komplecie. Mario z szefem przyjechali wczesnym rankiem, a nasz angielski pacjent wrócił z urlopu około południa. Na szczęście cały i zdrowy.
Księżyc dziś jak wielki okrągły lizak. Prawie w pełni. Wyszedłem na podwórko, żeby pozachwycać się jego widokiem. Powyłbym z radości do niego, jak wilk, ale gardło i płuca mam już nie te, co kiedyś. Zresztą…

Wróciłem ze szpitala. Lekarz powiedział, że będę żył. Muszę tylko dbać o siebie.

(…)

No cóż, szybkie decyzje pociągają za sobą lawinę konsekwencji. Podejrzewałem, że tak będzie. Zresztą, przecież nie mogło być inaczej. W każdym razie, jak mawiają wytrwali, trzeba iść dalej. Na początek na badania.
Po wizycie u specjalisty dostałem skierowanie do szpitala. Na jutro.