tam, gdzie nas nie ma
Przybyli Mędrcy, plackiem padli, złożyli dary, odjechali…
Pomyślałem, że przecież mógłbym pojechać z nimi. W końcu tam jeszcze nie byłem. Tylko, po co? Z doświadczenia wiem, że fascynacja egzotyką ciekawych miejsc kończy się mniej więcej po miesiącu. Zachłyśnięcie mija, a potem przychodzi codzienność, w której trzeba żyć. Jasne, ona też fascynuje, zwłaszcza wtedy, kiedy widzisz sens tego, co robisz i kiedy czujesz się po prostu potrzebny.
Pamiętam, że kiedyś Wschód Daleki manił mnie mocno. Jednak z jakichś powodów, wówczas nie odważyłem się na podjęcie takiej decyzji. Wybrałem Wschód nieco bliższy, ten pomiędzy Kaukazem a górami Uralu.
Jednak gdzie mi będzie tak dobrze, jak tu, gdzie jestem? Chyba przyzwyczaiłem się do swojego podwórka. Nigdy nie dążyłem do tego, żeby – jak czasem mawiają – uwić sobie gniazdko. I myślę, że tak się nie stało. Ale zastanawiam się nad tym, ile mam w sobie gotowości do podejmowania wyzwań mogących całkowicie przeorganizować moje życie?
Przyjeżdżając tu musiałem zaufać.
Ciekawe, co musiałbym zrobić, żeby być gotowym do drogi w nieznane?
~nats
na szczęście to nie my przygotowaliśmy dla nas drogę, są drogowskazy, wystarczy tylko iść tam, gdzie pokazują :)
Tomasz
No właśnie :) Całe szczęście, że nie my!
~coma
….czyli chyba, aż tak dużo się nie zmieniło….
Tomasz
Tzn? Mam wrażenie, że właśnie bardzo dużo.
~www.dormiglione.blogspot.com
Jak to bardzo oddaje to co mnie czeka!!
Tomasz
Tak więc powodzenia w realizacji wyzwania!
~D.
’za wysokie progi jak na moje nogi’
~Kłosu
Co Wyście się tak czepneli sensu, celu życia i zaufania? Wszędzie o tym czytam :PMyślę, że tak naprawdę nikt nie jest w 100% gotowy na reorganizację życia… Trzeba iść w ciemno i ze strachem… I z wiarą, że taka reorganizacja wyjdzie na dobre. I w ogóle, że DAMY RADĘ! :DPozdrawiam ;)
Tomasz
Jest różnica pomiędzy koniecznością reorganizacji życia, a jej wyborem. Tak więc gotowość czasem nie mam nic do gadania.
~serducho
„ile mam w sobie gotowości do podejmowania wyzwań mogących całkowicie przeorganizować moje życie?” ha… od motywacji chyba zalezy.. od powodu… od tego PO CO… swego czasu spakowalam cale swoje zycie w dwie walizki i wyjechalam tysiace kilometrow od domu rodzinnego… ja nawet nei moge powiedziec ze to byla trudna decyzja… bo nie byla.. bo jakos wtedy do mnie nie docieralo chyba w pelni to, z czym sie to wszystko wiaze… wyjechalam-jak by to tak ladnie… – za miloscia :) z miloscia raczej. z obraczka na palcu. dla mnie nie bylo kwestii w ogole CZY jechac… czasem sobie mysle – czy to zle? czy to zle, ze z milosci czlowiek rzuca wszystko i zmienia swoje zycie w 100%…potem bylo ciezko… pierwszy rok… ale nie zaluje… :)
Tomasz
Z tą gotowością, tak mi się po prostu pomyślało. Jeśli ktoś czuje się potrzebnym, ma satysfakcję z tego, co robi, nie musi przecież zmieniać niczego. Niekiedy tylko w życiu zakonnm bywa odwrotnie. Czasem inni decydują za ciebie, gdzie będziesz mieszkał, gdzie będziesz pracował, co będziesz robił. Tak więc w tym przypadku naprawdę sporo zależy od zaufania.
~serducho
ale to jest wlasnie wspaniale powiedziane! przeciez w zyciu kazdy czlowiek napotyka rozne sytuacje i wtedy nie ma co sie chowac w skorupke, tylko wlasnie odwaznie powziac decyzje… czy to na „tak” czy na „nie” – jechac – nie jechac, podjac te prace czy inna, zgodzic sie na costam czy nie… i wlasnie – w zgodzie z soba samym… tak zeby potem nie pluc sobie w lustro ;)
Tomasz
Pamiętam, że kiedyś w naszych zakonnych kręgach sporo mówiło się o dyspozycyjności. Czyli o tym, że wszyscy mogą robić wszystko, i że powinni być specjalistami w każdej dziedzinie. Jak tak nie mam. Nie każdy nadaje się do każdej pracy. Nie każdy też będzie się realizował w tym, co mu zlecono. Inaczej mówiąc jeśli czegoś nie czujesz, nie włożysz w to serca. Kiedy pojechałem na kraniec Europy, jeden z braci zapytał mnie czy mam miłość w sercu. Nie wiedziałem co odpowiedzieć. Nie byłem przygotowany na takie pytanie. Odpowiedziałem sobie na nie dopiero po kilku latach. Na szczęście dziś o dyspozycyjności mówi się już o wiele mniej. Ważniejsze stało się wewnętrzne wyposażenie człowieka i kompetencje.
~MM
„Co musiałbym zrobić….”?:a) zakochać się b) zwariowaćc) mieć tak dość życia w obecnym miejscu, żeby uciec jak najdalej od niegod) coś czego nie da się przewidzieć (w końcu podobno życie Ojca ciągle zaskakuje) za prawidłową odpowiedź nagród nie przewiduje się :(
Tomasz
No to mnie wypunktowałaś!
~szaram
musiałbyś usłyszeć, zobaczyć lub poczuć coś co wstrząsnęłoby Twoim dotychczasowym światem, wtedy zacząłbyś myśleć o drodze, ale myśli to nie realizacja, wypadałoby przed taką wyprawą zrobić zestawienie zyków i strat, co jest dla Ciebie ważniejsze, zaspokojenie swojej potrzeby zmiany czy pozostawienie wszyskiego po staremu dla dobra innych
Tomasz
Na szczęście na wstrząsy się nie zanosi. Chociaż kto wie..? Wszystko jest możliwe. Jeszcze półtora roku temu myślałem o wyjeździe. Było też bilansowanie. Coś za coś. W końcu zostałem.
~szaram
najważniejsze chyba w tym wszystkim to mieć przekonanie,że podjęta decyzja jest tylko twoja i jej potem nie żałować, pozdrawiam
~maretka
Myślę, że tak naprawę rozmyślając o tym (mnie również się to zdarza) nigdy się nie dowiemy ile w nas gotowości i ile w nas siły… co byśmy potrafili unieść, co przeżyć, na co nas stać… Jest tylko jeden sposób aby się o tym przekonać… czyli dla mnie, innymi słowy poznać siebie. Tym momentem jest spotkanie się z daną sytuacją „twarzą w twarz”, możliwość „dotknięcia” tego co teraz sobie wyobrażamy. Zdarzyło się… owszem… było tak nie raz… że mówiłam do siebie że nigdy to się nie wydarzy, że nie stać by mnie było na „to” itd. A jednak… A co musi się stać aby być gotowym wyruszyć? Myślę że to przychodzi zupełnie niespodziewanie.. znienacka.. taka nieproszona myśl, zdarzenie… poruszenie serca… to coś co poruszy nas tak mocno, że nie będziemy zdolni postąpic inaczej… jak właśnie „tak”. Pozdrawiam bardzo ciepło….
Tomasz
W całym swoim życiu najbardziej lubiłem podejmować spontaniczne decyzje. To było ryzykowne, ale w konsekwencji przynosiło sporo fajnych rezultatów. Teraz więcej ważę, choć też nie zawsze. Dla mnie gotowość wiąże się z otwartością. Inaczej mówiąc z afirmowaniem wszystkiego, co życie przynosi. Mam jednak jakieś plany, pomysły, nadzieje, ale staram się do nich zbytnio nie przywiązywać. Jest wtedy mniej zawodów i rozczarowań. I tak naprawdę wszystko, co jest, jest na dziś, na tu i teraz. Życie zaskakuje, więc przyzwyczaiłem się mieć wszystko pod ręką. Na szczęście w gazetach póki co nic nie piszą o moich nowych rolach zakonnych i społecznych :)
~v
plany = wszytsko dla mnie inni sie nie licza a jak cos robie to tylko pod publiczke