tam, gdzie nas nie ma
Przybyli Mędrcy, plackiem padli, złożyli dary, odjechali…
Pomyślałem, że przecież mógłbym pojechać z nimi. W końcu tam jeszcze nie byłem. Tylko, po co? Z doświadczenia wiem, że fascynacja egzotyką ciekawych miejsc kończy się mniej więcej po miesiącu. Zachłyśnięcie mija, a potem przychodzi codzienność, w której trzeba żyć. Jasne, ona też fascynuje, zwłaszcza wtedy, kiedy widzisz sens tego, co robisz i kiedy czujesz się po prostu potrzebny.
Pamiętam, że kiedyś Wschód Daleki manił mnie mocno. Jednak z jakichś powodów, wówczas nie odważyłem się na podjęcie takiej decyzji. Wybrałem Wschód nieco bliższy, ten pomiędzy Kaukazem a górami Uralu.
Jednak gdzie mi będzie tak dobrze, jak tu, gdzie jestem? Chyba przyzwyczaiłem się do swojego podwórka. Nigdy nie dążyłem do tego, żeby – jak czasem mawiają – uwić sobie gniazdko. I myślę, że tak się nie stało. Ale zastanawiam się nad tym, ile mam w sobie gotowości do podejmowania wyzwań mogących całkowicie przeorganizować moje życie?
Przyjeżdżając tu musiałem zaufać.
Ciekawe, co musiałbym zrobić, żeby być gotowym do drogi w nieznane?