it’s amazing
Świętując na zebraniu klinicznym 30 urodziny koleżanki z pracy przypomniał mi się czas mojego wchodzenia w czwartą dekadę życia. Wydawało mi się wtedy, że jestem już stary :) Nie tyle jednak z powodu trzydziestki na karku, co z karkołomnych doświadczeń, przez które wtedy miałem szczęście przechodzić. Przypomniały mi się moje refleksje z tamtego czasu. Pamiętam, że ciągle chodziła mi po głowie rzecz o umieraniu. Dla świata, dla siebie, umieraniu dla namiętności, dla grzechu…Być może dlatego, że wówczas bardzo chciałem żyć? Pamiętam, że jak narwany wykorzystywałem każdy fragment czasu. Praca, setki różnych spraw, wysysające siły spotkania z ludźmi, po których myślałem, że dalej już nie pójdę. Do tego jeszcze poczucie, że świat, w którym przyszło mi żyć jest dziwny i zwariowany. Głowa bolała mnie od ciągłego usensowniania tego, co w moim przekonaniu było bez sensu. Niemal bez przerwy miałem też wrażenie, że nie nadążam, bo wszystko, co robię i tak miało być na wczoraj.
Proste mieszkanie, nakryty obrusem stół, kilkoro przyjaciół… Anna, Anastazja, Oleg z żoną Iriną i ich dzieciaki Nastka i Sasza. Siedzieliśmy prawie do wczesnych godzin rannych jedząc i pijąc za zdrowie jubilata.
Dziś, patrząc na Edytę, uświadomiłem sobie, że wtedy, choć miałem plany i tysiące pomysłów do zrealizowania, przyszłość była zupełnie poza moimi wyobrażeniami.
Zdumiewające… Jak w zmyślny sposób Pan Bóg potrafi zmieniać rzeczywistość!