stygmatycy z La Verna

Była obojętna i zimna jak beznamiętna kobieta. Próbowałem ją poczuć. Ciałem, zmysłami, duszą… Jej chłód przenikał przez ubranie wdzierając się niemalże do szpiku kości. Dotykiem poranionych dłoni i stóp szukałem ulgi od tępego bólu, który skręcał moje ciało.
Łaska niekiedy staje się nie do zniesienia – pomyślałem.
Gdyby tak można było odwrócić czas. I tak po prostu doświadczyć tego, czego się nigdy nie miało i nie przeżywać po raz kolejny tego, czego się już doświadczyło.
Stygmaty są łaską, która boli. I jak na ironię, są również potwierdzeniem tego, że Pan Bóg ciągle o mnie pamięta. Jak pamięć chłodu beznamiętnej skały z La Verna, który pomimo lat wciąż noszę w sobie…