Pan przychodzi…
Wspólnota znów rozjechała się po świecie. Zostałem sam. Pilnuję domu. W związku z tym pozwoliłem sobie na luksus dłuższego spania. Nie codziennie pojawia się taka możliwość. Zazwyczaj kładę się spać dość późno, bo wieczorem sporo się dzieje i przez to w ciągu dnia niekiedy chodzę skołowany. Jednak już nie przeszkadza mi to podrywać się z łóżka o szóstej z minutami. Chłód wdzierający się z korytarza do mojej celi jest jak zimny prysznic na otrzeźwienie.
Przypominam sobie seminaryjne poranki sprzed lat… To dopiero było ciężkie wstawanie! Niejednokrotnie w ostatniej chwili. Kubeł zimnej wody na głowę i bieg do kaplicy, żeby się nie spóźnić. Kiedy o tym myślę przychodzi mi do głowy refleksja pewnej krakowskiej mniszki, z którą kiedyś prowadziłem ożywioną dysputę.
– Jeśli w rozkładzie dnia mamy pobudkę o 5.30 – mówiła – to znaczy, że o 5.30 Pan przychodzi. Nie wcześniej i nie później! Jeśli przesypiasz tę chwilę, to tak, jakbyś przespał łaskę, która chce na ciebie spłynąć.
Rozmawialiśmy dość długo. Było to przed laty i dziś już niewiele pamiętam z tej rozmowy, jednak refleksja o porannym wstawaniu pozostała w mojej głowie do dnia dzisiejszego. Pewnie dlatego, że wtedy było to dla mnie trudne. Dziś sporo myślę o wykorzystywaniu czasu, o chwytaniu dnia, o pustych przelotach i o chwilach przelatujących przez palce. Chciałoby się nie zmarnować niczego.
Zmarnowane przecież nigdy nie wraca…
~Margarithes
moje ulubione powiedzenie „Strata czasu jest podobnie do śmierci-nieodwracalna”
tusiaa992@amorki.pl
Nie wiem, czemu to wszystko wydaje mi sie takie smutne:(
~ak
Organizacja dnia wymaga podziału czasu na godziny i minuty.Uważam ,że stwierdzenie mniszki jest zbyt radykalne ( dla chorych) ,chociaż wytrwałość trudu jest zawsze zauważona.W 2003 r. chodzilismy z mężem od 13 sierpnia do 13 grudnia (codziennie , bez względu na warunki pogodowe , organizację poranka i moje samopoczucie ( co było niekiedy dla mnie b.trudne) na Mszę Sw. o godz..8:00.13 listopada 2003 r.po przyjęciu Jezusa w Eucharystii , uklękłam i nagle zobaczyłam przed sobą moje oczy, nastepnie spojrzałam na ołtarz i zobaczyłam pasek światła okalający powierzchnię ołtarza oraz stojący na nim kielich .Trwało to kilka sekund , następnie zgięło mnie ( tak jakby ktoś skłonił moją głowę mocno do dołu)Po chwili kapłan rozpocząl wezwaniem „Módlmy się ..” i było tak jak zwykle.Mąz niczego nie zauważył.Trud ma swoją wartość ale trzeba znać granice narażania własnego zdrowia , chyba że świadomie chcemy wybrać heroizm lubi wiemy ,że nasze postępowanie wyznacza potrzeba wynikającaq z natchnienia.
~Nobody
Podziwiam Ojca, że Ojciec tak wcześnie wstaje. :) U mnie jest z tym problem, choć oczywiście jak trzeba (gdy uczelnia wzywa), to się wstaje… Ale (zwłaszcza teraz, w okresie jesiennym) tak naprawdę wcale się nie chce podnosić z łóżka, wstawać… :/ Zawsze pospałoby się jeszcze… Nie wiem, o której Ojciec chodzi spać, ale ja zazwyczaj po północy, ok.1.00… Nie wcześniej niestety. Stąd to niewyspanie…Ciekawe zdanie miała ta mniszka… Hmm… Może zbyt radykalne, jak się wydaje, ale wcale nie pozbawione sensu…A jeśli chodzi o kwestię marnowania czasu, lepszego go wykorzystywania i gospodarowania, to zachęcam do przeczytania notki Magdy na http://amansverba.blog.onet.pl/ pod tytułem: „Jak żyć, żeby nawet właściciel zakładu pogrzebowego żałował, że umarłeś?” ;) Tam właśnie jest poruszony ten temat – polecam! :)Serdecznie pozdrawiam! :*
slodka_pyza@op.pl
jak byłam na rekolekcjach ignacjańskich – mielśmy medytację wyznaczoną na godz. 7.00! Medytacja osobista, wiec … pewnie to różnie wyglądało :) Mnie też kusiło, by … nieco ją przestawić – najpierw kawa potem „pomedytuję” z Tobą Panie … ale PRZEZWYCIĘŻYŁAM i codziennie wstawałam wcześniej, by PUNKT 7.00 klęknąć z Pismem Świętym …. Wspaniały był to czas … szkoda, że teraz … różnie mi to wychodzi ;-/ Heh – ta moja samomobilizacja jest „taka sobie” ;-/ …PyZawww.zycie-i-nadzieja.blog.onet.pl
~ak
Pamięć ludzka ( moja ) jest ulotna.Dzisiaj rano dopiero uświadomiłam sobie,że podałam niewłaściwą godzinę Mszy św. pisząc to świadectwo ,co zmienia trochę postać rzeczy , gdyż ranne pół godziny ma inną wartość niż każde późniejsze.Przez 4 miesiące chodzilismy na Mszę św.o godz.7:30.
~g
Witam super blog :) Zapraszam na moj jezuswzyciuczlowieka.blog.onet.pl
~Baśka :)
Szczęść Boże! Oj znam ten ból wstawania o 5.30 jednak z czasem można się do tego przyzwyczaić… :) Pozdrawaim i życzę dużo uśmiechu na co dzień :) zapraszam jedynypan.blog.onet.pl
~Krysia Dwa
Ale i Bóg siódmego dnia odpoczął……i w swoich przykazaniach mówi „nie zabijaj” , a więc nie lekceważ potrzeb swojego ciała, odpowiedniego czasu snu , prawidłowego odżywiania, świeżego powietrza , ruchu…Nie zabijaj siebie…….Nie głupie to dawne przysłowie „w zdrowym ciele zdrowy duch” …..Kiedy trochę się przegnie w którymś z tych aspektów zdrowia praca staje się mniej wydajna, mniej radosna , mniej zadowalająca….Cóz ze słaniającego się, ziewającego pracownika za pożytek? …przegięcie w drugą stronę , w stronę lenistwa też wypacza charakter…Ja pracuję na zmiany , dwa tygodnie na rano , dwa na po południe…może to taki złoty środek, optymalne rozłożenie sił? A Pan z łaską przychodzi o każdej porze dnia i nocy – tak myślę- i mam nadzieję że mnie obudzi gdy akurat zmorzy mnie sen…:-)))))
~sia-ka.blog.onet.pl
dziękuję… ta notka wiele mi wyjaśniła i pomogła… Ojcu wtedy było trudno… mi teraz jest czy było… zależy. Serdecznie dziękuję:)
~moje.blogi.pl
Szczerze mówiąc, to jakoś wypadłam z Twojego życia po notce, że idziesz do szpitala. Teraz wróciłam. I znajduję coś co jest dla mnie ważne.Dziękuję.
~Cholito
Pewne sprawy wracają jak bumerang…Owocnego czasu! :)
~brachu stachu
ooo… i żeby nie było…Lord przychodzi o 5:35 a nie 5:30… 5 minut to bardzo dużo:)))z pozdrowieniami: brachu Stachu
okno4@onet.eu
a jak np. Ty śpisz a Jezus przychodzi o tej 5:30 to nie mógłby Cię obudzić Ten Jezus… co…?
okno4@onet.eu
a jak np. Ty śpisz a Jezus przychodzi o tej 5:30 to nie mógłby Cię obudzić Ten Jezus… co…? http://celtikk.blog.onet.pl/
~www.przestrzen-wiary.blog.onet.pl
…z wielkim zainteresowaniem przeczytałem tą refleksję…o niemarnowaniu każdej chwili…która jasne już nie wróci…..dała mi również wiele do myślenia….odnosząc ją do siebie….swojego lenistwa……..rannego…….dzięki…pozdrawiam…bartek
~a.
dla mnie 5.30 to środek nocy…ale kiedy już jakimś cudem bądź brakiem wyjścia uda mi się wykluć, kiedy gwiazdy jeszcze świecą, uświadamiam sobie co tracę. świat jest piękny kiedy się budzihttp://ejsipi.blox.pl/
~sia-ka
wtedy dzień jeszcze szybciej mija…
~trzy_kropki
Utracić coś można też bez pustych przelotów. Chwile mogą przelecieć przez palce kiedy zajmujemy się czymś co nas pochłania. Tracimy coś ważnego, bo zajmujemy się czymś innym. Coś kosztem czegoś. Tego chciałabym uniknąć. Trud walki o to co utracone jest ogromny. Wierzę, że wiele jest do odzyskania…
~Siejka
O upływie czasu, o wykorzystaniu go można by chyba bez końca… i nie ma raczej człowieka, który nie czyniłby sobie w tym względzie wyrzutów. Z drugiej strony, to przecież Bóg daje i chcenie i wykonanie :) Jestem tu po raz pierwszy, na pewno jeszcze wrócę. Pozdrawiam serdecznie! http://ziarenka.blox.pl/html
~olaaaa
fajne przydalo mi sie na lekcje jezyka polskiego
~Biedronka
Nie zostałeś sam, wrzuciłam w poprzednim poście w ekran pluszaka do przytulenia, widocznie przewidując tę pustkę w klasztorze;))) A tak poważniej mówiąc to ta mniszka coś surowa była, ale może tak trzeba…by nie zmarnować chwili na pouczenia, brzmi sarkastycznie, ale może rozmowa jednak miała formę dialogu….z odniesieniami do własnej pracy nad sobą, nie wnikam dalej w temat…Tak, pokora najważniejsza , no i te rady ciągle…a Pan i tak przychodzi niezauważalnie wtedy kiedy chce….”Duch wieje kiedy chce i szum jego słyszysz”….