łaska

Było tuż po czwartej nad ranem, kiedy przekręciłem kluczyk w stacyjce samochodu. Dobrze z powrotem być w domu. Siedzący w fotelu obok towarzysz podróży i partner od liny przeciągając się ziewnął leniwie.
– Dojechaliśmy?
– Dojechaliśmy. – Odpowiedziałem z uśmiechem. – Jesteśmy na miejscu!
Na podwórku było spokojnie i cicho. W klasztorze i ośrodku wszyscy jeszcze spali.
Zdejmując ręce z kierownicy spojrzałem na zlasowane skałami dłonie.
Góry stygmatyzują nie mniej niż łaska, o którą ciągle się ocieram – pomyślałem.
Zresztą, od długiego już czasu towarzyszy mi poczucie, że w sprawach, które nie układają się tak, jakbym ja tego chciał jest sens. Nie mając zgody na to czy tamto nie rozumiem go zupełnie. Mam jednak wrażenie, że przez taki właśnie obrót wydarzeń Pan Bóg chroni mnie przede mną samym. Żebym przypadkiem sam nie wyrządził sobie krzywdy…