łaska
Było tuż po czwartej nad ranem, kiedy przekręciłem kluczyk w stacyjce samochodu. Dobrze z powrotem być w domu. Siedzący w fotelu obok towarzysz podróży i partner od liny przeciągając się ziewnął leniwie.
– Dojechaliśmy?
– Dojechaliśmy. – Odpowiedziałem z uśmiechem. – Jesteśmy na miejscu!
Na podwórku było spokojnie i cicho. W klasztorze i ośrodku wszyscy jeszcze spali.
Zdejmując ręce z kierownicy spojrzałem na zlasowane skałami dłonie.
Góry stygmatyzują nie mniej niż łaska, o którą ciągle się ocieram – pomyślałem.
Zresztą, od długiego już czasu towarzyszy mi poczucie, że w sprawach, które nie układają się tak, jakbym ja tego chciał jest sens. Nie mając zgody na to czy tamto nie rozumiem go zupełnie. Mam jednak wrażenie, że przez taki właśnie obrót wydarzeń Pan Bóg chroni mnie przede mną samym. Żebym przypadkiem sam nie wyrządził sobie krzywdy…
Góry stygmatyzują nie mniej niż łaska… – bardzo ciekawa myśl… wezmę sobie na rozmyślanie :)pozdrawiam
To refleksja spod poduchy : Tylko nie zamyśl się zbytnio!
Czasem takie są najlepsze :)Pozdrawiam
Dziwne są Boże drogi, niezbadane i zupełnie inne niż ludzkie…
Po ludzku często nie-logiczne, a czasem nawet absurdalne.
Nie mogę się doczekać na odpowiedź w pewnej sprawie. I teraz, czy próbować się dowiedzieć skąd to milczenie, czy sobie odpuścić? Bóg chroni ich przede mną? Bo na pewno nie mnie przed nimi… No i sensu też w tym żadnego nie widzę. Ale mi Ojciec zabił klina :) Pozdrawiam upalnie ;)
A być może jedno i drugie?
Jedno i drugie? Dowiedzieć się skąd ta cisza (tylko najpierw muszę się mocno znieczulić, zawsze to będzie mniej bolało ;) i w razie czego odpuścić i że faktycznie chroni ich przede mną???? Przecież ja im (a raczej jemu) nic nie zrobię :( Ale pewnie ma Ojciec rację – nie usensawniać świata, może przez to będzie się zdrowszym psychicznie…
Na pewno spokojniejszym…
Im jestem starsza i bardziej doświadczona, tym bardziej widzę, że to prawda. Istnieją wydarzenia, na które się nie godzę, wszystko jest nie tak, latami tkwię w bólu albo rozpaczy, a potem przychodzą kolejne wydarzenia, które tłumaczą te poprzednie. I wtedy wszystko się wyjaśnia, i widać jak na dłoni, że nic nie dzieje się bez powodu, że wszystko prowadzi nas do jakiegoś celu, którego początkowo nie widzimy…
Ważne, myślę, żeby nie usensawniać świata. On i tak pewnie ma sens, bez względu na kolej wydarzeń. To trudne, ale chyba jest jedynym rozwiązaniem, by iść dalej.
Mam taką nadzieję! :) Tym bardziej, że dwa dni temu doszło do jednej takiej sytuacji… jutro wyjeżdzam na ojcowiznę mojego dziadka, mam nadzieję odżyć i może nie tyle co zrozumieć, ale nauczyć się niektóre sprawy i wydarzenia akceptować. Pozdrawiam Ojca. :)
Do takich przemyśleń, przynajmniej dla mnie, najlepszy jest urlop :) Dobrego czasu!
Bardziej boli, gdy krzywdzimy sami siebie, czy gdy inni nas krzywdzą?
Krzywdę doznaną od innych łatwiej dostrzec, więc ona chyba boli bardziej. Chociaż własne błędy dotykają niemniej mocno.
tak, te ostatnie rozmyślania.zdarza się to, co zdarzyć się może.