królewskie rules

Królewskie miasto, jak na ironię, przywitało mnie deszczem. Kiedy chwilę wcześniej wyjeżdżałem z domu też lało. Spędziłem więc w aucie dobre kilkanaście minut zanim zdecydowałem się na podjęcie ryzyka przemoczenia habitu w czasie biegu przez parking do klasztoru.
Spotkanie z Jakubem i Mario. Kawa, jaką lubię i pasta na kolację. Spacer po ogrodzie, rozmowa szczera i refleksja, że życie zmienia się, ale się nie kończy, więc idziemy dalej. Tak?
Wieczór w kawiarni przy Brackiej, i rozważania M, na temat kryzysu w małżeństwie i inwestycjach w nieruchomości. Uśmiechając się powiedziałem, że działka pod Myślenicami to niegłupi pomysł. Tylko wyprowadzając się z domu, oprócz psa, mogłabyś zabrać ze sobą również męża…
Zwariowany świat! Egh!