drabina Jakubowa

Cały poranek uganialiśmy się za drabiną. Zajęcie niezbyt fascynujące. Ale cóż, bez drabiny to czasem jak bez… narzędzia pracy! Próbujesz coś zrobić, a tu nagle okazuje się, że nie ma czym. Wybraliśmy się więc do składu budowlanego.
W biurze, pani uprzejmie poinformowała nas, że póki co, na stanie drabin żadnych nie ma, ale jeśli chcemy jakąś obejrzeć, to możemy pójść, na halę. Jest u robotników. No więc poszliśmy. Problem w tym, że bez drabiny nie naprawimy rynien, które się poobrywały. Próbując coś z nimi zrobić, wielokrotnie spuszczałem się z dachu, ale w bezwiednym zwisie na linie, w dodatku kilka metrów nad ziemią i bez kontaktu ze ścianą, naprawdę niewiele można…
Wybór padł na taką, co ma dwadzieścia szczebli (to w sumie daje ponad sześć metrów wysokości), wolnostojąca, wielozadaniowa. Taka będzie dobra.
Mario wyciągnął z kieszeni zmięte stówki i dokładnie je przeliczył.
– Jak dorzucimy jeszcze parę złotych, to nam wystarczy! – zakomunikował z entuzjazmem.
Tak więc złożyłem zamówienie i podreptaliśmy do domu.
W drodze pomyślałem sobie, że najlepsza byłaby taka… Jakubowa! W bonusie z Aniołami! Ta to ma pewnie szczebli, co niemiara!
Zresztą! Właściwie, żeby wdrapać się na dach wystarczy ich zaledwie dwadzieścia.
A Aniołowie? Aniołów przecież i tak mamy swoich.