czeski film

Sobotnie wędrowanie po okolicy i wieczorne maratony filmowe już zaczęły dawać się we znaki. Niedzielny poranek, na przykład okazał się bardziej dramatyczny, niż mógłbym przypuszczać.
Na pół jeszcze świadomy wyłączyłem telefon i dokładniej zawinąłem się w śpiwór. Spojrzałem na zegarek, było kilka minut po szóstej rano. A niech to! Przecież miałem odpoczywać! A tymczasem siedzę po nocach, a o poranku nie mogę podnieść się z łóżka.
Na domiar złego właśnie rozpoczęliśmy warsztaty z… z nazywania i komunikowania swoich uczuć. Prawdę mówiąc zbytnio nie mam ochoty na kolejne publiczne ściąganie spodni. Miałem pomysł na nie-myślenie, poddanie się prozaicznej codzienności odmierzanej modlitwą, rozmową z braćmi i wędrowaniem po okolicy, a tymczasem okazało się, że wszyscy zaczynamy mieć nieco pod górkę. Oby tylko ów formacyjny pobyt w Czechach nie okazał się jak czeski film, w którym nikt nic nie słyszał i nikt nie wie o co chodzi.
Próbuję go zrozumieć, jednak czasem mam wrażenie, że kiedy gapię się w szklany ekran on mi chce zrobić wodę z mózgu.
Chyba muszę się po prosu wyspać.

Możesz również polubić

20 komentarzy

  1. ~laudem

    przede wszystkim odpocznij… a reszta powinna wrócić do normy :-)ale… łatwo komuś coś sugerować, kiedy zwykle sama robię podobnie… plany, planami a potem zupełnie robię co innego i czasem nawet zła jestem na siebie…trzymaj się!

    1. Tomasz

      Próbuję odpoczywać, jednak nie zawsze się to udaje. Niektórych osób nie widziałem latami, a to jedyny czas, żeby pobyć razem. Teraz intensywny czas warsztatów, ale juz niedługo przyjdzie czas na bycie sam ze sobą.

  2. ~Nobody

    Hmm… Ciekawe to muszą być warsztaty ze względu na ich tematykę. Tylko jeśli człowiek nie chce się otwierać na innych, to w takim razie nie mają one raczej większego sensu. One sobie, a ich uczestnicy sobie…W sumie się Ojcu nie dziwię. Choć coś takiego wydaje mi się ciekawe i chętnie bym posłuchała, co prowadzący je czy inni mają do powiedzenia, tak sama niechętnie bym się wypowiadała. Bo zresztą nie należę do tych, co lubią publicznie mówić. To nie leży w mojej naturze… Ale z drugiej strony po to są tego typu zajęcia, by próbować coś zmienić w sobie i otwierać się na innych. Idea piękna i słuszna, tylko trudna do wykonania dla niektórych osób…Tak, proszę się wyspać. Może to choć trochę pomoże… ;)Pozdrawiam ciepło! :)

    1. Tomasz

      Jasne, że ciekawe! Chociaż trzeba mieć w sobie odwagę by w nie wchodzić. Jednak na teraz nie mam w sobie wielkiego pragnienia zajmowania sie sobą.

      1. ~Nobody

        Hmm… Stąd wynika, że warsztaty niejako obowiązkowe, tak?

        1. Tomasz

          Gdybym się uparł, to bym nie poszedł. Ale nie o to przecież chodzi. Zresztą, i tak są prowadzone na bezpiecznym poziomie. Jutro juz koniec. A w sobotę dzień skupienia.

          1. ~Nobody

            W takim razie owocnego czasu!

  3. ~Biedronka.

    No cóż po tym poście, mam jedno skojarzenie, Bóg jest dobrem i nie pozwoli na to by robić wodę z mózgu;)))) takiemu mnichowi… Kocha każdego i ma swój plan względem każdego człowieka.Wierzę, że kocha bezgranicznie, dlatego warto się wyspać i z ufnością spojrzeć przed siebie Ojcze.Świat jest piękny wokoło.Ten Ojca maraton nocny nie pozwala zasnąć no i po co się tak męczyć?Puścić się tej liny asekuracyjnej pod tytułem niepewność-czeski to film czy nie czeski :)))Tak, Bóg jest dobry….nawet jak ktoś widzi tylko czeski film.Ufać trzeba a nie puszczać sobie czeski film w nocy, Ojcze….;),no ale Ojciec to wie przecież:))))

    1. Tomasz

      Większą trudność sprawia mi nie tyle zasypianie, co poranne podrywanie się z łóżka. Zresztą, jeszcze mam w sobie dość siły, by intensywnie przeżywać dzień. A Pan Bóg? Pan Bóg, mam nadzieję, wie co robi.

  4. ~Margarithes

    codziennie zasypiam o 5 rano i codziennie obiecuję sobie, że to ostatni raz… i do tego wszystkiego wmawiam sobie, że nie mam czasu na sen, jakby mi każdą minutę odbierano, ale wiem, wiem… pozdrowionka :)

    1. Tomasz

      Tylko się uśmiecham :)

      1. ~Margarithes

        dobrze, że chociaż Ty mnie nie krytykujesz i wiesz w czym rzecz:) to poranne wstawanie… wiesz, przelewam/cedzę/ nalewkę ananasową… to jak smak wakacji… malinówka w zalewie czeka w kolejce:) spokoju Tomeczku :)

        1. Tomasz

          Dobrze pamiętam jej smak… Pijałem w życiu różne rzeczy. Ta była rzeczywiscie wyjątkowa. Miłego, Margo!

          1. ~Margarithes

            Gdyby nie fakt, że w Twoim klasztorze jest pełna abstynencja, przyjechałabym z nalewką na dni kilka odetchnąć przed chemią… cóż, pozostało Ci jej wspomnienie w pamięci… co nie znaczy, że w sierpniu nie odwiedzę tej Łysej Góry:)

  5. ~Józefina

    “…Nazywanie i komunikowanie swoich uczuć…”, hmm, co ja bym na to powiedziała… Blog jest w kategorii “Religia”, więc problem ujmę od strony wiary…Chrześcijaństwo to zwracanie się do strony życia, które jest w nas, ilekroć mamy coś robić, mówić, działać…Chociaż wielu ludzi widzi zewnętrzną normę – normę dobra i zła, to nasze postępowanie powinno opierać się na wewnętrznym życiu. Czy to co robimy w nas żyje i umacnia ( jesteśmy wewnętrznie w porządku, wewnętrznie mocni, odczuwamy namaszczenie) czy przytłacza, osłabia i zamiera. Czy gdy robimy daną rzecz, rośnie w nas poczucie, że znajdujemy się na właściwej drodze, czy też coś podpowiada nam, że błądzimy. Nie oceniamy czegoś jako właściwe czy niewłaściwe, poddając to ludzkiej krytyce i opiniom ale zadajemy sobie tylko jedno pytanie: co mówi nasze wewnętrzne życie. Jeśli jest ono w nas mocne i czynne, możemy daną rzecz zrobić, jeśli jest zimne i wycofuje się, nie powinniśmy tego robić. Tak postępując, nie będziemy mieć WYRZUTÓW SUMIENIA. To, co jest naprawdę właściwe, możemy zobaczyć wyłącznie wtedy gdy działa w nas Duch Święty. Gdy odczuwamy w sobie życie, znaczy to, że dana sprawa jest słuszna, gdy go nie odczuwamy, sprawa ta jest niewłaściwa. O wszystkim powinno się decydować zgodnie z odczuciem Bożego życia lub śmierci. Decyzje powinniśmy podejmować, kierując się tym, czy Boże życie, które jest w nas, powstaje, czy też zamiera. Bo faktem jest, że Bóg zamieszkuje w nas przez Pana Jezusa i Pan nieustanie objawia się wewnątrz nas.

    1. ~Józefina

      Dodam jeszcze jedno swoje spostrzeżenie, że to co dobre nie zawsze jest właściwe. Wiele rzeczy jest słusznych z ludzkiego punktu widzenia, lecz Boża norma uznaje je za niewłaściwe. Często człowiek robi coś tylko dlatego, że jest to słuszne, właściwe – z jego punktu widzenia, ale kiedy to zaczyna robić, to coraz bardziej źle się z tym czuje. Jest to takie uszczęśliwianie kogoś na siłę; uszczęśliwiamy kogoś, bo nam się wydaje, że postępujemy słusznie, jednak po takim czynieniu dobra zamiast radości i pokoju zaczynamy odczuwać “moralnego kaca” i poziom Bożego życia w nas opada. Teraz przyszła mi taka myśl, czy z czynienia takiego dobra powinniśmy prosi Boga o przebaczenie…Kończę, bo chyba przynudzam :-)).

      1. ~Biedronka.

        Myślę Józefina, że jeśli zycie dzielone z drugim czlowiekiem a zatem dar dzielenia się tym życiem czyli dobrem wypływa z potrzeby dawania tego życia drugiemu zyciu, to to mozemy nazawać dobrem scalaniem się w jedno a to zapewne jest dobro, zauważyć, podać rękę, podnieść, obdarować czymkolwiek choćby uwaga , spojrzeniem, zauważyć życie to już dać dobro.Chwalić je należy, bo to życie jest w nas przecież, tchnienie, cud darowany codziennie nam przez pełnie tego życia.A pełnia to dar serca codzienny, to chleb na drogę.Dać i zobaczyć radość, zadziwienie, zachwyt i życie w oczach tego obdarowanego.To piękne jest przecież.Dzieci ten zachwyt pokazują najszczerzej, bo nie doszukują się przyczyny,nie pytają co maja dać jeśli wezmą darowaną radość, biorą w zachwycie, odbierają ,widzą piękno w każdym dreptającym robaczku, muszce i obserwują ten cud życia,to darowane dobro szczerze nie pytając co chce taki darujący w zamian, czy go nie ukąsi, widzą życie dreptające po stole, trawie itp.A wierzcie potrafią cieszyć się z najmniejszej rzeczy która dostaną.To takie piękne jest przecież.Dlatego tak uczę się życia przez dzieci, patrzę na nich i to jest mój chleb powszedni, moja codzienna nauka, ja daję im mój czas,moje refleksje, zachwyt, a one dają znacznie więcej- życie dają, oczy dają,bo w nich jest nieskażone piękno tego życia. Ja tylko nieudolnie ciągle jeszcze próbuję tak brać życie, jak one w zachwycie najmniejszej chwili mi darowanej i cieszyć się tym tak szczerze jak one. Jest to trudne, jak ma się bagaż doświadczeń nie zawsze dobrych za sobą.Ale może dlatego warto raz jeszcze spojrzeć na studnię życia i ujrzeć jego czyste źródło a przynajmniej zobaczyć to odbicie piękna źródlanej wody.Czerpię więc nieustannie gdy tchu mi brak już.No i jest pięknie znowu…

        1. ~Józefina

          Biedronko, zło jest zawsze złem i co do tego nikt nie ma wątpliwości, że należy go odrzucać, natomiast dobro nie zawsze jest właściwe. Podkreślam, nie zawsze. Człowiek żyje wg dwóch zasad postępowania – zasada życia albo zasada oparta na tym co właściwe i niewłaściwe. Przytoczę fragment z Pisma Świętego: “A przy tym Pan Bóg dał człowiekowi taki rozkaz: Z wszelkiego drzewa tego ogrodu możesz spożywać według upodobania; ale z drzewa poznania dobra i zła nie wolno ci jeść, bo gdy z niego zjesz, niechybnie umrzesz” (w. 16-17). Drzewo poznania dobra i zła jest tłumaczone jako “drzewo poznania tego, co właściwe i niewłaściwe” (zwróć uwagę na “i”; dobro i zło są zestawione razem jako jeden sposób postępowania). Bóg chciał, aby człowiek był zależny od Niego w swoim codziennym życiu tak samo, jak jego życie zależy od pożywienia. “Bo w Nim żyjemy, poruszamy się i jesteśmy” (Dz. 17,28). Wg mnie chrześcijaństwo to kwestia życia, a nie postępowania zgodnie z jakąś normą. Chrześcijaństwo uczy życia a nie tego co właściwe i niewłaściwe. Czy zawsze to co robimy i uważamy za słuszne przynosi nam radość i pokój? Nie, na pewno nie zawsze. Przytoczę taki przykład. Przez jakiś okres czasu opiekowałam się 80-letnią panią (po przepisaniu “majątku” na wnuczkę rodzina się ogromnie skłóciła). Kobieta, przez kilka lat jadła tylko czerstwy (darmowy) chleb i maślankę. Ja, zaczęłam ją dokarmiać i wmuszać w nią, żeby coś innego zjadła, żeby jakoś inaczej żyła. Kobieta, po każdym moim posiłku użalała się, że boli ją wątroba, żołądek, że przytyła i że ciężko wchodzić jej do mieszkania na 4 piętro..itd…A ja po każdym takim “dobrym” uczynku miałam niesmak. Żal mi jej było, że przeze mnie dodatkowo cierpi. W końcu zauważyłam, że jedzenie, które jej przynosiłam ona zaczyna chować za meble…Zapytałam ją, co mam jej przynosić, żeby tego nie robiła? Odpowiedziała – “maślankę i suchy chleb”… Jest to przykład na to, że dobro wg mnie nie było dobrem dla niej…A gdybym posłuchała swojego głosu wewnętrznego, znacznie lepiej czułabym się i ja, i ona od samego początku, kiedy się poznałyśmy…

          1. ~Biedronka.

            Józefino cała prawda, nic nie dodam:)))).To Bóg wie, co dla nas najlepsze do pełni, spełnienia czy czerstwy chleb czy cukierki.Pozdrawiam.

    2. Tomasz

      Ja poprzez uczucia nie określam czy coś jest dla mnie dobre czy też złe; czy jestem na dobrej drodze, czy też błądzę. Sporo we mnie intelektualnej refleksji. Chociaż dobrze widzi się również sercem. Pamiętam, że często rozdzierało mnie z tego powodu na dwoje. Po drodze różne rzeczy zwyciężały. Czasem rozwiązywały się same, a czasem Pan Bóg podpowiadał którędy dalej. Rzeczywiście uczucie pokoju, bądź niepokoju jest dobrym drogowskazem.

Skomentuj ~Nobody Anuluj

Time limit is exhausted. Please reload CAPTCHA.