a za te piękne oczy…

Oparci o parapet staliśmy w oknie trzymając w rękach telefony komórkowe.
– No i co? Masz sieć?
– Nie, tylko czeskie, macierzystej nie chwyta.
Noc była ciemna i cicha. Zaciągnięte chmurami niebo wisiało nad miastem niczym ciężki czarny sufit. Zniechęceni ciągłym i bezskutecznym wyszukiwaniem zasięgu polskich operatorów telefonii komórkowej odłożyliśmy aparaty na bok. Trudno, kiedy nie ma, to nie ma! Podparliśmy się łokciami i w milczeniu wlepiali wzrok w migocące w oddali światła miasta.
W głowie kotłowało mi się od różnych myśli. Praca, dom, rodzina… No i cały pakiet ciągnących się za mną niezałatwionych spraw. Mierzenie się z codziennością czasem wiele kosztuje. I nie chcąc ponosić zbyt wielu kosztów niekiedy odkładam załatwianie spraw na lepsze czasy, licząc na to, że albo kurs waluty będzie lepszy, albo, że pojawią się nowe, atrakcyjne promocje. Tak, jak ta ostatnia, do Czech. Życie jednak wciąż udowadnia, że one wszystkie są gówno warte!

No cóż, do Czech, niestety, nie mam za darmo, ale kilka blaszek w kieszeni jeszcze brzęczy. Poradzę sobie.