doktor Sullivan i medykamenty
Korytarz przychodni zdrowia po brzegi nabity był pacjentami. A niech to! Jak zwykle po weekendzie ludzie zdecydowali się leczyć. Wszystkie miejsca siedzące były już zajęte. Spora grupa osób tłoczyła się przed drzwiami gabinetu mojego lekarza. Zameldowałem się w kolejce i poszukałem wygodnego miejsca pod ścianą. Perspektywa podpierania muru bolącym kręgosłupem wcale nie napełniała mnie radością. Ale cóż, młody jestem, więc pewnie dam radę. W końcu w życiu nie takie rzeczy udawało mi się przetrzymać, więc pewnie i tym razem nie będzie tak źle.
Przypomniałem sobie, że ostatni raz odwiedzałem mojego domowego lekarza w październiku ubiegłego roku. Wtedy doskwierało mi szemranie w płucach i kaszel. Stojąc pod ścianą zastanawiałem się, co jest gorsze? Przewlekłe zapalenie oskrzeli czy bolący kręgosłup? Pewnie i jedno i drugie. Z obydwoma dolegliwościami trudno żyć, zwłaszcza wtedy, kiedy bez przerwy coś trzeba robić. Powinienem chyba bardziej odpowiedzialnie traktować swoje zdrowie.
Wszystko zaczęło się w ubiegłym tygodniu, po wieczornej rekreacji na korcie tenisowym. Początkowo nie czułem się najgorzej. Po intensywnym ruchu przecież prawie zawsze bolą mięśnie i stawy. I pewnie nic by się nie stało, gdyby nie środowe manewry budowlane z taczkami, piaskiem, workami cementu i gruzem, który znosiłem, żeby wybetonować wjazd do garażu. Wieczorem owego dnia bolało mnie już wszystko, łącznie z kręgosłupem. Ale co tam! Twardy jestem, dam radę!
W międzyczasie jeszcze wpadłem na pomysł, że pomogę chłopakom z ośrodka układać trylinkę na podwórku. Szczęście w tym, że tylko na pomyśle się skończyło. Ale na domiar złego w piątek zadzwonił kolega od liny i zaproponował na następny dzień wyprawę do kamieniołomu. Miałem opory, ale w końcu się zgodziłem. W sobotni poranek nawet nie czułem się źle. Trochę szarpał mnie kręgosłup, ale powód bólu zwaliłem na zastałe mięśnie. Pogoda była wymarzona, w sam raz na wspinanie. Zrobiliśmy kilka dość trudnych dróg, trochę polatali na linie, w międzyczasie pogwarzyli o życiu i wrócili do domu. Bolesny dramat rozpoczął się w niedzielę, kiedy po przebudzeniu nie mogłem wstać z łóżka. Czując tępy ból w okolicy krzyża myślałem, że nie dam rady stać przy ołtarzu. A przecież mieliśmy wspólnie z braćmi uczcić Świętą Trójcę. Powoli jednak zwlokłem swoje obolałe ciało i poszedłem do kościoła. Resztę dnia przeleżałem za to w celi na posłaniu.
No cóż, widocznie nawet przy niewielkim wysiłku odzywają się zranienia z przeszłości. W czasie studiów poszkodował mnie wypadek samochodowy. Wylądowałem wtedy w szpitalu z przetrąconym właśnie kręgosłupem. Finał na szczęście okazał się dla mnie pomyślny. Bez ucisków na rdzeniu kręgowym, bez paraliżu i niedowładu kończyn, bez operacji. Wylizałem się i w niecałe cztery miesiące po całym zdarzeniu znów byłem w formie.
– Można? – Zapytałem nieśmiało zaglądając do gabinetu, kiedy przyszła kolej na mnie.
– Witam ojca! Bardzo proszę!
Doktor Sullivan był w dobrym humorze. Jego małe czarne oczka błyszczały spod okularów zsuniętych na czubek nosa, a prawie łysa głowa lśniła milionem refleksów odbijając światło lampy wiszącej pod sufitem. Gabinet był niewielki. Łóżko, niewielki parawan i biurko z leżącymi kartami pacjentów. Podszedłem bliżej i uścisnąłem dłoń doktora.
– Dawno się nie widzieliśmy. Proszę usiąść. – Sullivan wskazał mi krzesło stojące obok biurka.
Uśmiechnąłem się i po krótkiej wymianie zdań na tematy pozytywne wyłożyłem swój problem.
Doktor w recepcie zapisał mi leki rozkurczowe na bóle stawów i części krzyżowej kręgosłupa, a także maść, którą należy wcierać w bolące miejsce. Po kuracji farmakologicznej zaproponował fizjoterapię. Powiedziałem, że na pewno skorzystam. Podziękowałem, pożegnałem się i powlokłem się do apteki.
Kiedy po powrocie do domu połknąłem sporą część przepisanych medykamentów ból rzeczywiście ustał. Znów mogę się normalnie poruszać.
Egh! Gdyby tak na boleści egzystencjalne można było dostać tabletki! Może wtedy życie nie było by tak dramatyczne?
~madras
Szczerze współczuję bólu i ciągle wspominam w modlitwie.
~MM
Tak sobie myślę, że każdy popełniony błąd, porażka, źle ulokowane uczucie, czegoś uczą, nabiera się doświadczenia i dzięki temu w przyszłości można unikać podobnych sytuacji. Ale gdyby istniała taka cudowna pigułka zapomnienia….. i to jeszcze gdyby można było wybrać o czym konkretnie chce się zapomnieć… :(( Czy Ojcowie nie zajmują się zielarstwem? A swoją drogą to Ojciec niech nie szaleje, bo w końcu jest wielu osobom potrzebny, „rozłoży” się Ojciec i co? (ale ze mnie egoistka). Życzę szybkiego powrotu do zdrowia :)
~Tomasz
Ta pigułka to mądrość biorąca się z doświadczenia. Gdyby tak zawsze chciało się z niego korzystać! Już jest dobrze, no i dbam o siebie.
~ak
Leki rozkurczowe na bóle stawów ? :)Z tego co wiem i doświadczyłam , nie ma leków likwidujacych ból stawów zwłaszcza w chorobie autoimmunologicznej .Egh.!Może to dlatego ,że kobiety mają bardziej skomplikowaną godspodarkę hormonalną ?W sytuacji przewlekłego ,ciągłego bólu nie można bez przerwy jeśc tabletek bo wtedy traci się resztę zdrowia. Ból uczy mnie pokory a przynajmniej uświadamia mi moją górę pychy,zapatrzenie się w siebie, uczy mnie cierpliwości , wyrozumiałości ,męstwa.Musiałam sie z nim zaprzyjaźnić nie mając innego wyjścia.Gdyby nie on pewnie zaczęłabym przekraczać zasady- trzymał mnie w ryzach.Mój spowiednik mówi : w cierpieniu kochać Jezusa oraz :nie wszystko trzeba rozumieć .To trudne ale sensowne .
~Tomasz
Tak mi sie napisało. Cierpienie pokazuje jak zdrowie może być kruche. No i oczywiście uczy pokory. W cierpieniu widać dokładnie, kim jesteśmy. I rzeczywiście jest w tym sens.
~www.bardziej.wordpress.com
Nie, nie zgadzam się z tymi lekami. Ja zwykłe przeciwbólowe biorę dopiero w ostateczności… Choć z drugiej strony…nie, ale na problemy egzystencjalne są inne łagodzące środki.Mam nadzieję, że tabletki pomogły Ci na dłużej.I wiesz…tak czytałam i myślałam jak Ty to ładnie opisujesz emocje.
~Tomasz
Też nie jestem lekomanem. Ani hipochondrykiem. Chciaż myśle sobie, że dobrze by było mieć z niego coś w sobie. Biorę czasem tabletki na ból głowy. Ale nigdy profilaktycznie. Profilaktycznie noszę je z sobą w torebce :)
~bardziej
W torebce:>?
~Tomasz
W torebce. Ale jesli wolisz może być w torbie :)
~bardziej
Bo torebka tak teletubisiowato nacechowana jest.:-)
Tomasz
:) Żeby nie było wątpliwości, moja jest czarna!
~Nobody
Oj, oj, oj… No to nieźle się Ojciec załatwił! Jak tak można o siebie nie dbać?! Ktoś chyba powinien spuścić Ojcu niezłe lanie za takie zaniedbanie… ;)Dobrze, że medykamenty pomogły i przyniosły ulgę w bólu. Teraz to już chyba może być tylko lepiej – mam nadzieję! :)Tabletki na boleści egzystencjalne? Niektórzy takie znajdują… Nałykają się „prochów” i liczą, że jak przejdą na Tamten Świat, kłopoty znikną… Można i tak… [Choć nie polecam! :P]Pozdrawiam ciepło i życzę szybkiej i skutecznej kuracji! :))Z Bogiem! <><
~Tomasz
Eee tam! To tylko chwilowa niedyspozycja. Musiałem szybko zadbać o siebie, bo od minionej środy do wczoraj prowadziłem w Zakopanem rekolekcje. W programie były wyjścia w góry, więc… Dobrze jest. Wszystko przeszło. Potrzeba mi po prostu więcej sportu :)
~Nobody
Cieszę się, że to tylko chwilowe. ;)A sport to zdrowie! :) Tylko trzeba uważać na kontuzje… :PMam nadzieję, że rekolekcje okazały się owocnym czasem, a wyjścia w góry nie dały się Ojcu w kość! ;)Serdecznie pozdrawiam! :)
~:-))
A ja, problem naszego ciała rozważę od strony wiary, tylko nie wiem, czy Ojciec się zgodzi z tymi rozważaniami :-)). List do Galacjan 5,17 mówi: „ciało pożąda przeciwko duchowi” (chodzi o ducha ludzkiego, bo „duch” pisany jest małą literą). Oznacza to, że nasze ciało jest przeciwko duchowi, a duch przeciwko ciału.Te dwa organy są sobie przeciwne, czyli nie możemy czynić tego, co pragniemy. W naszym ciele przebywa Grzech (odzwierciedlenie szatana), a w naszym duchu Trójjedyny Bóg, jako Życie. Pomiędzy nimi toczy się ciągła duchowa walka…Ale, gdy zaczynamy polegać na Chrystusie i gdy On bierze w posiadanie całą naszą istotę, nasze ciało uwalnia się z ręki wroga, który je sobie bezprawnie przywłaszczył…Co powinniśmy zrobić? Musimy ofiarować swoje ciało Panu (Rz 12,1), bo jeżeli chcemy uczynić Ciało Chrystusa rzeczywistością, to musimy swoje ciało oddać Chrystusowi…Mówimy tyle na temat Ciała Chrystusa, ale własne ciało trzymamy w swoich rękach. Jeżeli tak postępujemy, to nie jesteśmy w stanie urzeczywistnić Ciała Chrystusa. Dwunasty rozdział Listu do Rzymian mówi, że jeżeli pragniemy urzeczywistniać życie kościoła, musimy najpierw oddać UWOLNIONE ciało Panu, ponieważ nie jest to już nasze ciało i musi ono zostać oddane Panu jako żywa ofiara…Serdecznie pozdrawiam.
niunia251@amorki.pl
Widzę,ze nir tylko ja chodze do lekarza, gdy jest to już niezbednie konieczne do funkcjonowania.. a z drugiej strony gdyby czlowiek tylko się oszczedzał i chuchał na siebie..czy byłby szczęsliwszy? czy o to chodzi aby jak najmniej cierpieć czy aby jak nawiecej przezyć i dać z siebie innym?
~MM
Po sobie wiem, że kiedy po treningu miałam kontuzję kolana, to po prostu kilkanaście następnych sobie odpuściłam, po co miałam się narażać na coś poważniejszego? I tu chyba nie chodzi o chuchanie na siebie, ale o zwykły rozsądek. Można beztrosko skoczyć „na główkę” do wody i wylądować na wózku, a można trzeźwo ocenić sytuację i np. zaniechać skoku. Jeśli chce się siebie dać innym, to trzeba być w stanie umożliwiającym to „danie się”. Ale temperamenty ludzi są tak różne, że niektórzy choćby nie wiem co, to nie usiedzą na miejscu :))
~Tomasz
W kręgach kościelnych mówi się o umęczeniu i upoceniu tymi sprawami Chrystusowymi, bądź o duszpasterskim zarżnięciu. To jedno i to samo. Jednak, jak mawiali moi rosyjscy przyjaciele: kto nie ryzykuje nie pije szampana. Byle tylko z rozwagą :)
~MM
czyli preferuje Ojciec życie „na maksa”? W stylu: „jak kochać to księżniczki, jak kraść to miliony”, albo „lepiej grzeszyć i potem żałować niż żałować, że się nie grzeszyło” (oczywiście nie dosłownie „grzeszyć”). Faktycznie, może zamiast się asekurować trzeba iść na całość i tylko czasami rozsądek, jak komputer w Seksmisji powinien podpowiadać: „weź pigułkę, weź pigułkę” :)
Tomasz
Wiesz, to „na maksa” to jak wypłynięcie w morze szaleństwa, tego ewangelicznego oczywiście :)
~MM
kurka wodna, aż zazdroszczę tego szaleństwa, oczywiście ewangelicznego :)) A czy przy okazji mogę prosić Ojca o jedną „zdrowaśkę” za mnie? Mam jutro egzamin i to dopiero będzie szaleństwo…
~Tomasz
Pamiętałem. No i co? Dobrze poszło?
~MM
Cudowna czwóreczka!!! Dzięki!!! Sama świadomość, że ktoś oprócz mnie, szepnie słówko do Najwyższego bardzo dużo pomaga. Jeszcze raz dzięki :))) I dodam, że też o Ojcu pamiętam (w modlitwie) i to naprawdę nie od momentu cudownej czwóreczki.
~Tomasz
Czyli inaczej: żyj szybko i umieraj młodo?
~Biedronka
Ja znalazłam tabletki na egzystencjalne boleści.To tabletka którą przyrządza się całe życie, uważając by mikstura do tej tabletki nie zgorzkniała od braku serca tego kto ją codziennie przyrządza.A potem już można aplikować słodką nalewkę, bądź łykać tę miksturę w formie tabletki w różnych kolorach dla każdego gorzkiego dnia, który przyjdzie nam spędzić.Wlewać ostrożnie do serca tak, by nie mącić smaku życia innym pacjentom, którzy ważą jeszcze swoją miksturę życia :)
~Tomasz
Gratuluję! Grunt to dobry optymizm. W naturze mamy to, że więcej uwagi poświęcamy niepowodzeniom i trudnościom w życiu. A przecież wcale nie o to chodzi!
~G
Witam piękny blog. Zapraszam również do mnie http://jezuswzyciuczlowieka.blog.onet.pl
~ak
Sorry za ciekawość ale czy leki rozkurczowe na część krzyżową kręgosłupa to np.sirdalud ( ja powinnam łykać ) , czy może jest coś lepszego w swoim dzialaniu ? A tak obok tematu – pięknie brat pisze – może by tak pomysleć o napisaniu czegoś i wydaniu dla innych ?Proszę o wyrozumiałość i nie musi ks. odpowiadać – czy brat jest kapłanem ?
~Tomasz
Dokładnie tak. Brałem sirdalud przez 3 dni i mi przeszło, czuję się o wiele lepiej. Potem przestałem, żeby nie zatruwać organizmu chemikatami. No i mam święcenia.
~a.k.
na pewno dodam tu cos od siebie, ale jeszcze nie teraz. Z uwaga przesledzę Twoje pozostałe lekcje.