wyborcza skarbona

Wyszedłem na zewnątrz. Na ulicy wiało przenikliwym chłodem. Podmuchy wiatru sprawiały, że lodowaty deszcz dosłownie bębnił o pordzewiałą blachę na naszym domu. Przygnębiająca muzyka – pomyślałem – w taką pogodę najlepiej siedzieć w cieple swojego domu i przed telewizorem podgrzewać atmosferę we wspólnocie. Zresztą, w niedzielny wieczór chyba nic lepszego nie znajdzie się do roboty, nawet w klasztorze (sic!). Stanąłem na środku placu. Zadarłem głowę do góry i wpatrując się w czarne jak smoła niebo, czekałem, aż jesienna bryza całkowicie zaleje mi okulary. Przechlapane, kiedy nic nie widać. Noc staje się wtedy jeszcze bardziej ciemniejsza. Otula cię zewsząd, delikatnie, niczym puchowa kołdra.
Ktoś pewnie pomyśli – wariat! Ale co mi tam! Odkąd pamiętam zawsze miałem w sobie odrobinę szaleństwa. Zdjąłem okulary, przetarłem je o habit i schowałem się pod niewielki daszek znajdujący się nad wejściem do klasztoru. Po krótkiej chwili przyszedł Mario.
 
Komisja w lokalu wyborczym przywitała nas delikatnie ironicznym uśmiechem. Wciąż niektórzy nie potrafią zrozumieć, że również zakonnicy przejmują się losami swojego kraju i chcąc mieć udział w tworzeniu jego kształtu, biorą udział w wyborach. Z wyborów prezydenckich pamiętam sytuację, kiedy to dwóch zalanych facetów, stojąc przed budynkiem, w którym odbywało się głosowanie nie mogło pojąć, że ksiądz to też obywatel! Chwilę z nimi rozmawiałem, ale… i tak pewnie nic nie zrozumieli z tego, co im mówiłem. Ważne było tylko to, by przemysł monopolowy dobrze się rozwijał…
Siedząca za stołem pani, sprawdziła w spisie wyborców nasze nazwiska, po czym życzliwie się uśmiechając, dała nam cztery listy zadrukowanego papieru. Zapytałem Mario, czy wziął z domu ściągawkę z listą popieranych przez nas kandydatów? Okazało się, że ma ją w kieszeni kurtki. Chwila namysłu i w niewielkich krateczkach na każdej z list postawiliśmy kilka krzyżyków.
Wrzucając do urny swój głos pomyślałem sobie: Jak to dobrze, że zamiast dwóch wdowich pieniążków wrzuciłem coś, co może bardziej się przyda mojemu krajowi…