specjalista

– Jak minęła noc?
– Znośnie. – Odparłem.
– A jak teraz się czujesz? – Zapytała spoglądając na mnie badawczym wzrokiem.
– Smutno mi… Pomyślałem sobie, że nie nadaję się już do zajmowania kolejki w sklepie. Kiedy stoję bolą mnie nogi…

Od kilku dni uskarżam się na dolegliwości, których powodem jest mój kręgosłup. Kiedyś byłem uczestnikiem wypadku drogowego, w którym najbardziej ucierpiała pewna jego część. Od tego momentu raz na jakiś czas przypomina mi o sobie. Tym razem jednak owo przypomnienie stało się, jak nigdy przedtem, bardzo natarczywe. Postanowiłem więc wybrać się do neurologa. Zapytałem znajomych o nazwiska lekarzy godnych polecenia. Podali mi kilka. Próbowałem więc umówić się z którymś z nich na konsultację. Terminy przyjęć jednak okazywały się dość odległe, a ja przecież nie mogłem czekać. Właściwie to nawet nie byłem w stanie tego zrobić. Poprosiłem więc, w pewnej poradni neurologicznej, o zapisanie mnie na konsultację do jakiegokolwiek neurologa-specjalisty w jakimkolwiek najbliższym terminie. Miły głos recepcjonistki w słuchawce telefonu oznajmił mi, że zostałem umówiony na konsultację do doktora M w najbliższy poniedziałek, przed południem. Zanotowałem dane i podziękowałem uprzejmie.

– No i co, znalazłeś lekarza? – Zapytała kiedy znów się spotkaliśmy.
– Chyba tak. To doktor M. Próbowałem dowiedzieć się czegoś o nim z Internetu ale nic nie znalazłem.
– Zaraz, zaraz… Znam go! Kiedyś byłam u niego z podopiecznym naszego OPS-u. M to dobry lekarz, nosił kiedyś długie włosy…

jesień idzie

Obchodziłem z przełożonym plac budowy, co rozciągał się wzdłuż klasztornego muru. Niezłe było pobojowisko! Przez głowę przeleciało mi wspomnienie przepychanek z konserwatorem, nacisków urzędników z Magistratu i rozpaczliwych poszukiwań firmy, która zajęłaby się wykopaliskami. Nieźle trzeba było się gimnastykować, żeby ze wszystkim zdążyć. No, bo przecież termin gonił. Oceniając postępy prac zastanawialiśmy się skąd weźmiemy kasę na pokrycie kosztów związanych z remontem i izolacją fundamentów.
– Dzieci nasze spłacać będą. – Mruknął pod nosem przełożony.
– Albo jeszcze i wnuki! – Dodałem z uśmiechem.
Przypomniała mi się historia nieuczciwego rządcy z Ewangelii, który chciał zrobić dobrze dłużnikom swojego pana. I zrobił. Chyba czas pomyśleć o jakichś dodatkowych zajęciach, albo o grosz wdowi prosić…
Postanowiłem wrócić do spraw kiedyś rozpoczętych a pozostawionych czemuś, nie wiadomo czemu, na pastwę losu. Przyszła refleksja, że odkładać w nieskończoność ich nie można. Życie ucieka, jak krajobraz za oknem pociągu. Wszystkiego, rzecz jasna, ogarnąć się nie da, ale może, choć trochę? Zresztą, jesień przecież idzie…

krawędzie światów

Szalejący od kilku dni porywisty wiatr znów przywiał chłodną deszczową pogodę. Stojąc za rogiem budynku poradni rozmawiałem z Joanną o zacierających się w moim świecie granicach.
– Musisz postawić sobie kilka pytań i szczerze na nie odpowiedzieć. – Mówiła tonem spokojnym, bez cienia najmniejszego wyrzutu czy pretensjonalności, jak przystało na prawdziwego superwizora.
– Ja to wszystko wiem, Joanna…
Zauważyłem, że od jakiegoś już czasu silnie przeżywam to, co dzieje się wokół mnie. Co więcej, robię rzeczy, których jako fachowiec robić nie powinienem. Źle mi z tym. Niby mam świadomość tego, że tak być nie powinno, ale jednocześnie czasem trudno mi powstrzymać się od działania.
Utrata emocjonalnego dystansu do otoczenia skutecznie zaciera granice terytoriów. Nic wówczas nie jest już tak przejrzyste i pewne. Relatywne krawędzie rzeczywistości powodują, że podejmując decyzje zaczynasz stąpać po cienkim lodzie. I wcale już nie chodzi tu o kolejny twój krok, ale o samo działanie, które w tym układzie jest przecież bez sensu.
Dobrze jednak, że wokół wciąż są ludzie, z którymi można rozmawiać.

dobrze czy jak zwykle?

Dzisiejszy dzień znów był jednym z tych, kiedy wydawało mi się, że prowadzę wyścig z czasem.
O poranku, pomimo najlepszych moich intencji ogarnięcia się i spokojnego zabrania się do pracy okazało się, że chyba nic z tego nie będzie.
Otóż postanowiłem obudzić się nieco wcześniej, niż zwykle. Zaparzyć kubek kawy, wziąć orzeźwiający i niezbyt ciepły prysznic, potem spokojnie uzupełnić brakujące wpisy w dokumentacji medycznej z wczorajszych zajęć terapeutycznych i sesji i następnie zdążyć na poranne pacierze i medytację. Plan mój jednak zawalił się w chwili, kiedy ktoś przede mną zajął łazienkę z prysznicem. Musiałem, niestety, w związku z tym kilkanaście minut czekać na swoją kolejkę. To był pierwszy moment, który mnie nieco zaburzył. Zły na siebie, że się po drodze guzdrałem, zacisnąłem zęby i odczekałem swoje wiedząc, że już nie zrobię tego, co chciałem i że dokumentacja będzie musiała poczekać na lepsze czasy.
Potem wszystko niby toczyło się dobrze. Wyjechaliśmy z hostelu o ustalonej godzinie i do celu dotarliśmy też, mniej więcej o czasie. Jednakże już po chwili okazało się, że natknęliśmy się na przeszkody od nas, co prawda, niezależne, lecz wymuszające bardzo konkretne interwencje. I w tym momencie zaczął się wyścig z czasem. Najpierw wizyta w jednej instytucji, potem w drugiej, a potem trzeciej… Podczas wizyty w czwartej, czekając na załatwienie sprawy, już zacząłem niecierpliwie spoglądać na zegarek i gorączkowo chodzić po korytarzu, dodatkowo mając w głowie pracę, która czekała mnie po powrocie. W efekcie okazało się, że przez cały czas rozwiązywaliśmy problemy spotykane po drodze, a sprawy, z powodu których był ten wyjazd, tak i zostały niezałatwione.
Do hostelu wracałem z kwaśną miną. Niezadowolony. Po powrocie zjadłem szybki obiad, uporałem się z odłożonymi na potem papierami, spakowałem rzeczy i pojechałem do domu.
– Znów chciałem dobrze, a wyszło jak zwykle… – Myślałem szukając płyty z muzyką, która mogłaby mnie zrelaksować. – W sumie to zawsze najlepiej wychodził mi spontan…