angielski pacjent

– R., jak Twoje samopoczucie?
– Dobre, dobre.
– Podobno byłeś na urlopie…
– Byłem, byłem.
– No i jak Ci minął ten czas?
– Dobrze, dobrze.
Siedząc z boku uważnie przysłuchiwałem się rozmowie.
Dialogi na cztery nogi – pomyślałem. Co miesiąc przyjeżdżamy do ulubionego psychiatry po pakiet lekarstw i ciągle to samo.
Anna niezgrabnym charakterem pisma wypełniała kartę zdrowia i kontynuowała rozmowę.
– Lekarstwa bierzesz regularnie?
– Tak, tak.
– W nocy dobrze sypiasz?
– Sypiam, sypiam.
– A głosy jeszcze Cię niepokoją?
– Nie, nie.
– Czyli możemy pozostać przy tych lekach?
– No, no.
Kilka niedbale zapisanych recept. Szczery uśmiech. Uścisk dłoni i życzenie miłego popołudnia.
Wizyta u lekarza, niczym lekcja historii klasycznej z piosenki Kaczmarskiego.
O pamiętnikach Juliusza Cezara i lapidarności stylu. A niektórzy mówią mi, że to ja wyrażam się lapidarnie! Cóż, pewnie nigdy nie byli z R. u psychiatry.