a na początku był chaos
O poranku obudził mnie dźwięk telefonu. Spojrzałem na zegarek, było dopiero po ósmej. Postanowiłem nie odbierać. W końcu mam jedyną szansę porządnie się wyspać. Kilka ostatnich dni i nocy nie dawały takich możliwości. Od piątku byłem przecież w drodze, która wymęczyła mnie okropnie. Odwróciłem się na drugi bok, zaciągnąłem kołdrę na głowę i zasnąłem…
Około dziewiątej jednak telefon zadzwonił po raz kolejny. Tym razem komórkowy.
– No to sobie pospałem! – Mruknąłem wygrzebując się spod kołdry.
Ciąg ostatnich dni to nieustanne podróże, przejazdy, wyjazdy, zajazdy… Nawet dziś w domu ktoś zaproponował wyjazd na imieniny do pobliskiego klasztoru. Z czystym sumieniem odmazałem się od wyjazdu. Nie to, żebym solenizantów nie lubił, po prostu chciałem mieć tylko trochę czasu dla siebie.
Próbuję zestroić ze sobą wszystkie sprawy, którymi się zajmuję. Nie jest to łatwe. Jedne się układają, a inne komplikują. Poza tym sam pod wieloma względami jestem niezorganizowany.
Jutro kolejna superwizja, na której znów będę miał pranie mózgu. Życie! Ot i wszystko!