zawracanie głowy
Siedząc na schodach prowadzących do Poradni przyglądałem się przechodzącym mimo ludziom. Jedni spiesząc się prawie biegli, inni szli powolnym krokiem, jeszcze inni, jakby czegoś szukając, zatrzymywali się i rozglądali w różne strony. Do rozpoczęcia zajęć miałem jeszcze trochę czasu, więc postanowiłem łowić ich spojrzenia rzucane mimolotnie w moją stronę. Dzień był nad wyraz upalny. Spojrzałem na zegarek. Było kilka chwil po południu. Wychodząc z klasztoru wydawało mi się, że na podwórku będzie tak, jak u nas w domu – czyli chłodno, bo mury nie zdążyły się jeszcze nagrzać, tymczasem okazało się, że ubrany jestem co najmniej niestosownie. Zresztą…
– Znów się przegrzeję – pomyślałem.
Zdjąłem dżinsową kurtkę, którą miałem na sobie i położyłem na leżącej obok torbie.
– Dzień dobry, pani Irenko! Szczęść Boże! – Uśmiechnąłem się do siedzącej za biurkiem poradnianej recepcjonistki.
– Aaaa! Witaj, Tomuś, witaj! Szczęść Boże! Wiesz, że na dziś masz zapisanych czterech pacjentów?
– Wiem…
Bezsilność, bezradność, beznadzieja… To pewnie najczęstsze powody tego, że ktoś zaczyna szukać pomocy u innych. Czasem myślę sobie, że pewnie wielu trudnych sytuacji, problemów, dramatów rodzinnych, można by uniknąć. Gdybyśmy tylko chcieli nawzajem siebie słuchać, byli dla siebie, choć trochę wyrozumiali i gdybyśmy tylko byli na siebie bardziej otwarci…
Przypomniał mi się R, z którym rozmawiałem siedząc na schodach.
Poważnie myśli o małżeństwie, ale…
– Ale co ci będę teraz głowę zawracał! Za chwilę przecież przyjdą inni…
– No tak… Ale przecież od tego tutaj jestem…