pewność niepewności

Siedziałem przy łóżku młodej jeszcze kobiety.
Niewielka sala, przytłumione światło i dolatujące z korytarza strzępy rozmów krzątających się pielęgniarek i salowych. Łzy w oczach, cichy szloch i milczenie. Przez chwilę wydało mi się, że ono mówi więcej, niż jakiekolwiek słowa.
– Deus, Pater misericordiarum… – Ściszonym głosem wypowiadałem słowa formuły rozgrzeszenia. Jak dobrze, że jest jeszcze Pan Bóg! Bez wiary w Jego obecność żadne cierpienie nie miałoby sensu.

Jakiś czas później, na korytarzu zaczepiła mnie jedna z pacjentek.
– Czy pamięta ksiądz tę młodą panią spod szóstki? –
– Tak, pamiętam. Spowiadałem ją kilka dni temu… Czy coś się stało? – Zapytałem nieco zaintrygowany.
– Już jej nie ma! Wczoraj odeszła…