odpustowy obiad
Chwilę po urlopie pojechałem do sąsiedniej parafii na odpust. Była piękna, słoneczna pogoda. Na placu przed kościołem roiło się od tłumu jak w dzień handlowy na bazarze. Wokół kramarzy sprzedających obwarzanki i odpustowe pamiątki kręciło się mnóstwo ludzi. Rzuciłem okiem to tu, to tam, po czym szybko pobiegłem do kościoła na sumę.
Po mszy siedzieliśmy na plebanii w oczekiwaniu na odpustowy obiad. Nie ukrywam, że chciałem tu przyjechać, między innymi właśnie z powodu obiadu. W minionym tygodniu nie najlepiej się odżywiałem. Suchy prowiant i liofilizaty sprawiły, że nabrałem ogromnego smaka na dobry i kaloryczny posiłek.
Przy stole zrobiło się wesoło. Jeden z księży zaczął opowiadać swoje przygody z wycieczki po Egipcie. Rzeczywiście miał kilka ciekawych zdarzeń. Ktoś inny mówił o Turcji. O podróży przez Kapadocję szlakiem św. Pawła i o Istambule. Nasłuchałem się też opowieści o greckich Meteorach i hotelach w Algierii. Dowiedziałem się jeszcze, że jadąc do krajów arabskich trzeba rezerwować miejsce tylko w pięciogwiazdkowym hotelu, ponieważ w innym nigdy nie wiadomo, co może cię spotkać.
Słuchałem z uwagą i zaciekawieniem. Fajnie jest zwiedzać egzotyczne miejsca – pomyślałem. Zastanawiałem się tylko, o czym ja mógłbym opowiedzieć? O tym, że podczas ostatniego wyjazdu na urlop jedną noc spałem na przystanku autobusowym, a kolejne dwie w kolebie pod Batyżowieckim szczytem? Albo o tym, że przechodząc w górach przez rwący potok omal się nie utopiłem? A może o tym, jak na stacji kolejki linowej pod Łomnicą z kolegą kombinowaliśmy nocleg w poczekalni pod ławką? Przypomniał mi się jeszcze jeden z wyjazdów w Alpy. Pamiętam, że miałem zaledwie 100 euro w kieszeni i rzeczywiście udało mi się przeżyć. Spałem na parkingu, myłem się w schronisku w gromadzkiej toalecie, ale najpiękniejsze były wspinaczki we wspaniałym wapieniu i pięknym słońcu!
Przemilczałem swoje opowieści. Po tym, co usłyszałem nie byłem pewien, czy zainteresują biesiadników. Poza tym pomyślałem sobie, że chyba nie mam się czym chwalić. Inni w moim wieku…
Wracając do domu uśmiechnąłem się sam do siebie. Jak dobrze, że mam w sobie jeszcze trochę entuzjazmu, szaleństwa i bezpretensjonalności.
~nats
uważam, że interesujące są wycieczki zarówno w kaje egzotyczne jak i zamiłowanie do wspinaczki, a mniejsze fundusze sprawiają że człowiek musi wykazać się sprytem, odwagą i otwarością. Wymagają więcej w obcowaniu z żywiołem jak luksus w 5 gwiazdkowym hotelu ;) na ławce spałam raz, zdarzało się i na dworcu, w jakiejś szkole podstawowej w Borach Tucholskich i wcale tak źle tego nie wspominam choć innym może się to wydawać ekstremalnym doświadczeniem. Pamiętam, że najlepiej wspominam posiłek w Borach Tucholskich- rozmoczony przez deszcz ( burzę z piorunami i ulewę kilkugodzinną!) przy 10 stopniach ciepła i kilkugodzinnym wysiłku, doszczętnym przemarznięciem, ale i na takie doświadczenia trzeba być otwartym, jeżeli nie chcę sie zycia przespać. :)
Tomasz
Jak to mówią : Polak potrafi!Rzeczywiście, życie jest zbyt krótkie. Czas ucieka, a z nim niezrealizowane pomysły.
~łątka
hehe :))… Ja lubię różne wycieczki, ale co jakiś czas wybieram się na taką do lasu, żeby się utaplać, zmęczyć i mocować ze zmęczeniem i osobistym leniem :) To dobrze robi na na głowę bo od gwiazdkowych hoteli łatwo się w niej może przewrócić!Super blog!!!
Tomasz
Szczerze mówiąc w luksusie trudno mi być sobą. Chociaż nie ukrywam, że dość łatwo mogę się do niego przyzwyczaić. Na szczęście umiem się jeszcze cieszyć ze swojego szaleństwa :)
~szaram
do pięciogwiazdkowego hotelu można pojechać z każdym a na wyprawę w nieznane albo w znane a trochę niebezpieczne tylko z człowiekiem , do którego mamy zaufanie
Tomasz
I masz rację. Nie z każdym mógłbym spać na przystanku :)
~spb
Oj ojcze sądzę, że w rzeczywistości to ojciec miał się bardziej czym chwalić :)Bo dziś rzeczywiście za pieniądze można być wszędzie, ale to co się przeżyje podczas takich wypraw o jakich mówi ojciec, jest nieporównywalne, bo wtedy czuje się, że stoisz twarzą w twarz z naturą, z „dzikością” itp. Polecam „Into the wild” jesli ojciec nie widział, moja osobista pierwsza piątka :)No i udanych noclegów pod gołym niebemojcu (i sobie zresztą też :))serdecznie życzę
Tomasz
No nie wiem, nie wiem… Zresztą, każdy pewnie ma swoje standardy. Jedni większe, a inni mniejsze. Ważne, żeby być sobą :) Filmu nie oglądałem, ale na pewno obejrzę. To pewnie taka dzikość serca :)
~creedka
kilka lat temu, za czasów studenckich należałam do turystycznego koła naukowego, co tydzień bywałam na slajdowiskach, co tydzień zastanawialiśmy się kogo zaprosić tym razem..i wiesz co? to wcale nie slajdy z Egiptu, Algerii czy innych egzotycznych zakatków przyciągały najwięszke tłumy widzów, tylko zdjęcia chłopaka, który za 1000 PLN pojechał rowerem do Chin, ludzi podobnych do Ciebie, ktorzy za niewielkie pieniądze jechali w góry się wspinać…bo właśnie to gdy ich zdjęcia oglądaliśmy i ich opowiadań słuchaliśmy – było czuć PASJĘ i MIŁOŚĆ do tego do robią…i to chyba najbardziej przyciąga tłumy….p.s.ja tam bym z chęcią posłuchała o Twoich wyprawach i jeszcze chętniej pooglądała zdjęcia ;)
Tomasz
Pamiętam jak w szkole średniej sprzedawałem swoje podręczniki, bo brakowało mi na wyjazd :)Niektórzy stukali się w głowy :) To był czas! Pasje… To właśnie one w dużej mierze nadają sens życiu.
~JJ
nie ma to jak w góry….albo do lasu…:) czyż nie? :))
Tomasz
Rzeczywiście :)
~Rut
lubię tu do Ciebie przychodzić. Właśnie przez tę odrobinę szaleństwa i bezpretensjonalności:) Tego nie kupi się za żadne pieniądze i nie zamówi w 5-gwiazdkowym hotelu:)www.rut.blog.onet.pl
Tomasz
Właśnie! Lepiej samemu zatroszczyć się o program urlopu, niż polegać na biurach podróży.Dzięki!
~Kasia_biegnaca
och, widzę, że Mnich bratnia dusza!:) Ja tak często mam, czasem się przebijam z opowieściami żeglarskimi, rowerowymi, czy autostopowymi, ale słuchacze patrzą trochę to z zaskoczeniem, to z z politowaniem… Ech żizn!:))
Tomasz
Pewnie, że bratnia :)Ludzie gustują w różnych rzeczach. Jedni wolą góry, a inni morze, a jeszcze inni hotele i dancingi. Wyobrażam sobie, że przygoda z żaglami też może być fascynująca.
~kasia_biegnaca
żagle są o tyle niesamowite, że spędza się z jednym gronem ludzi praktycznie 24 godziny, dzień w dzień… Można się poznać na wylot, pokłócić, pogodzić, razem walczyć z wiatrem i razem popijać wieczorem krupnik;) by potem w niedziele razem pobiec na Msze:)Hm…prawie jak w górach, ale tam jest partner od liny, a tu ludzie od lin;-))
Tomasz
Na żaglach nigdy nie byłem, ale znajomi jeżdżą co roku. Rzeczywiście w górach jest podobnie. Też jesteś z kimś na dobre i na złe. Zwłaszcza wtedy, kiedy godzinami trzeba siedzieć w namiocie i czekać na dobrą pogodę.
karolina242@poczta.onet.pl
Ja myślę, że więcej są warte te Ojca wyprawy niż podróże księży :) Taka nutka szaleństwa jest nawet baaardzo wskazana. I tak nawiasem: przyjemny blog :)
Tomasz
Dzięki. Cieszę się, że mam wokół siebie ludzi, których kręci to, co i mnie. Zawsze więc jest możliwość znalezienia kogoś, kto nie boi się ryzyka i wyjazdu w nieznane.
~MM
Nie ważne gdzie, ważne z kim. Przypomniała mi się piosenka W.Wysockiego. Pieśń o przyjacielu. W skrócie, że jeśli nie wiemy z kim mamy do czynienia, to trzeba się z tym kimś wybrać w góry. Ale pewnie Ojciec zna. Fajny jest koniec. Nie da rady po rosyjsku, a po polsku nie bardzo wiem jak, ale jakoś tak: znaczit kak na siebia samawo, pałażys na niewo. Co wg nas w liceum, oczywiście wygłupiając się, znaczyło: znaczy jak na siebie samego, połóż się na niego ;)Ale piosenka i ogólny jej sens bardzo mi się podoba. Samych takich „drugów” podczas wypraw życzę. Obojętnie czy w hotelu czy na dworcu :)
Tomasz
:) W wolnym tłumaczeniu w piosence chodzi o zaufanie przyjacielowi tak, jak ufa się samemu sobie.Dobrego!
~miłosz
W raz z upłaywającymi latami, utratą młodzięczej naiwności , coraz cześciej zaczynam doswiadczać atmosfery „odpustowego obiadu”. Takich absurdalnych sytuacji w których masz wrażenie że jesteś nie na miejscu, masz wrażenie kompletnej nieprzystawalnośći.