na orbicie

Znów wydawało mi się, że wylecę z orbity. Na szczęście do pionu postawił mnie telefon od mniszek. Chodziło o spowiedź, która wyleciała mi z pamięci. Egh! Szybko ubrałem więc habit i pobiegłem do pobliskiej wspólnoty monastycznej.
Widzę, że praca, w którą się wkręcam niekiedy powoduje, że zapominam o wielu innych rzeczach. Na szczęście ci, których to dotyczy w porę dają znać o sobie tak, że nie wszystko stracone.
Świadome życie – bo o to przecież chodzi – musi mieć swój plan. Na zajęciach terapeutycznych zawsze to powtarzam. A jednak i mnie czasem zdarzy się wylecieć w przestrzeń. No cóż, ważne, żeby się szybko zebrać i znów być z powrotem.
Tak więc i jestem!

Możesz również polubić

12 komentarzy

  1. ~laudem

    no więc witaj znowu :)no czasem bywam na granicy orbity… ale jakoś się jej trzymam… choć to trudne :)

    1. ~Tomasz

      Powroty są jak resetowanie komputera, albo lepiej jak defragmentacja dysku. Wszystko na nowo się układa, a rejestry stają się czyściejsze.

      1. ~laudem

        żeby móc sobie czasem wykonać taką defragmentację….choć w sumie… czy sakramentalna spowiedź czymś takim nie jest?

        1. ~Tomasz

          Jasne, że jest. Korzystam z niej. I korzystam też z krótkich wupadów urlopowych :)

  2. ~ak

    Krązenie po swojej orbicie życia daje poczucie bezpieczeństwa ale dla niektóych staje się to męczące po pewnym czasie.Dlaczego przypomniał mi się teraz maneż, na wesołym miasteczku , na Praterze , w Wiedniu?Świadome życie z planem – tak – ale to za mało żeby nie wypadać z orbity.

    1. ~Tomasz

      Odnoszę wrażenie, że właśnie krążę po takiej orbicie. Pan Bóg jest w centrum i trzyma linę, do której jestem przywiązany. Każda słabość, na którą sobie pozwalam sprawia, że lina staje się coraz dłuższa. Tym samym siła odśrodkowa staje się coraz większa. Zataczając coraz to większe kręgi trudniej utrzymać się w orbicie. Dlatego co jakiś czas próbuję skracać odległość. Pamiętam praterowy maneż. Moskiewski jednak wydał mi się lepszy :)

  3. ~bardziej

    Boję się mieć plan na życie. Później zbyt łatwo powiedzieć: A myśmy się spodziewali.

  4. ~Artur

    A ja właśnie wręcz przciwnie zawsze mam jakiś plan…Codziennie planuje co będę robił dnia następnego, czasami nawet notuje to w kalendarzu aby mieć możliwość zweryfikowania czy przypadkiem czegoś nie zaniedbałem :-)Ale dzięki tak ZAPLANOWANEJ formie życia jest lepiej wykorzystany czas w 100% dzięki czemu mniej talentów się marnuje :-)Wiem ze ktoś powie: “Człowiek myśli pan Bóg kreśli” ale ja uważam ze jest wręcz przeciwnie jak sie czegoś bardzo chce to Pan Bóg bardziej to podkreśli niż przekreśli wiedząc ze to dla nas ważne :-)Pozdrawiam

    1. Tomasz

      Ja kiedys też tak robiłem. Teraz planuję tylko najważniejsze rzeczy. Życie potrafi być bogate w nieprzewidziane sytuacje, dlatego zostawiam duży margines dla takich wydarzeń.

  5. ~Biedronka

    Uciekam od planu, chociaż on mnie nieustannie goni.Wyrywam się i zatrzymuje na chwilę czas, by odetchnąć tę krótka chwilą oddechu czystego powietrza.To naprawdę pomaga, by przebijać sie przez mgłę codzienności.Uczynić tę mgłę widzeniem kolorów, to jak spowiedź, oczyszczenie niemocy swojej, już nie mogę zamienić na już mogę i wtedy ta tęcza staje sie realna…marzenia bezczasu zatrzymanego mogą być czasem realnym wśród mgły nawet bez wyraźnego zaplanowania tej palety barw.To wyciągnięta dłoń dla tego kto gubi plan na jutrzejszy dzień.

    1. Tomasz

      Czyli wielki spontan?

      1. ~Biedronka

        Nie to nie spontan do końca, to też plan którego nie rozumiem jeszcze…modlitwa, też życiem tworzy plan…mój?

Skomentuj ~Tomasz Anuluj

Time limit is exhausted. Please reload CAPTCHA.