ius et lex
– Proszę się przedstawić.
– Nazywam się…
– Czy świadek jest świadomy, że za składanie fałszywych zeznań grozi mu kara pozbawienia wolności do lat trzech?
– Tak, jestem…
Ciekawe jak długo jeszcze to potrwa? – Pomyślałem. Sprawa ciągnie się już dobrych kilka miesięcy i nic nie wróży jej szybkiego zakończenia. Przyjeżdżamy na kolejne rozprawy i wciąż to samo. Policja kogoś nie doprowadziła, ktoś inny się nie stawił, osoba kluczowa w ciągnącym się postępowaniu mataczy…
– Czy świadek potwierdza prawdziwość wcześniej składanych zeznań? – Ciągnął beznamiętnym głosem sędzia.
– Tak, potwierdzam.
– Proszę zaprotokołować: Ja potwierdzam prawdziwość składanych przeze mnie zeznań…
Ławki na Sali rozpraw były okropnie niewygodne. Po kilkudziesięciu minutach siedzenia poczułem jak z powrotem zaczyna mnie łamać w kręgosłupie. Rozejrzałem się wokół. Nie tylko ja miałem już dosyć. Ktoś czytał gazetę, inni bez przerwy wiercili się na swoich miejscach, a obrońcy z urzędu ziewając przeglądali jakieś papiery. Nawet siedzący przede mną oskarżeni z wyraźnym już znudzeniem reagowali na to, co się wokół nich działo. Tylko pani prokurator, sędzia i przesłuchiwany przez niego świadek zdawali się być zaangażowani w przebieg rozprawy.
Wyciągnąłem przed siebie nogi, żeby, choć trochę rozprostować kości. Zakończenia sprawy pewnie dziś się nie doczekamy. Tak więc wyroku też póki co nie będzie. Trudno. Chociaż, pewnie dla wielu już samo siedzenie na sali rozpraw w drewnianych i niewygodnych ławkach i w niepokoju oczekiwanie na wyrok sądu będzie niemalże najwyższym wymiarem kary…
~MM
Niepokój w oczekiwaniu na wyrok i na karę. Dziwnie mi się skojarzyło ze śmiercią i z Sądem. To chyba moje nie całkiem czyste sumienie… bo też się tego boję.
~MM
Co za ironia losu, aż muszę sobie sama odpowiedzieć :). Jeszcze wczoraj skojarzenie z wiecznością, a dzisiaj – wpłata w banku, fałszywy banknocik, protokół, pewnie spotkanie z policją i już sala sądowa ma całkiem realny kształt (ta galopująca wyobraźnia…). Ale potem sobie pomyślałam, że przynajmniej tak jak Ojciec będę miała własną celę ;))
~Tomasz
:) Rzeczywiście ironia. Ja czasem, płacąc gotówką za różne rzeczy żartuję, że sam drukowałem banknoty. Nigdy jednak nie zdarzyło mi się mieć w rękach fałszywy banknot. Pewnie przypadkiem znalazł sie przypadkiem w Twoim portfelu, więc sprawa szybko sie wyjasni. Będzie dobrze!
~:-))
He, he, to ja Cię „podszkolę” z przepisów bankowych, żebyś znała sprawę od tzw. kuchni…A więc:1. W przypadku ujawnienia przez kasjera we wpłacie fałszywego banknotu lub monety, kasjer obowiązany jest taki banknot lub monetę zatrzymać i sporządzić protokół w czterech egzemplarzach według wzoru wymaganego przez NBP (z przeznaczeniem – 2 protokoły wraz z fałszywym banknotem do komendy policji – która prowadzi dalsze czynności z Departamentem Emisyjno-Skarbcowym NBP, jeden klientowi, a jeden zostaje w oddziale banku);2. Kasjer wpisuje dane personalne z dowodu tożsamości klienta, w którego wpłacie ujawniono falsyfikat;3. Jeśli zachodzi podejrzenie, że zatrzymany banknot lub moneta sfałszowane zostały przez osobę wpłacającą lub osoba ta rozmyślnie puszcza w obieg fałszywe banknoty, należy wówczas – w miarę możności – uniemożliwić jej opuszczenie pomieszczeń bankowych i niezwłocznie wezwać funkcjonariusza policji;4. Zatrzymany falsyfikat banknotu krajowego ostemplowuje się stemplem „do ekspertyzy”, na stronie przedniej i odwrotnej, w miejscu nie zadrukowanym (falsyfikaty zagranicznych znaków pieniężnych nie podlegają ostemplowaniu);5. W przypadku otrzymania negatywnej ekspertyzy zakwestionowanego banknotu we wpłacie klienta (czyli banknot okazał się oryginalny – to moje dopowiedzenie), należy uznać rachunek klienta równowartością zakwestionowanego znaku pieniężnego (w przypadku potwierdzenia falsyfikatu, klient nic nie otrzymuje – to też moje dopowiedzenie);6. Niezależnie od wyniku ekspertyzy znaku pieniężnego, bank pisemnie zawiadamia klienta o orzeczeniu eksperta (o wyniku ekspertyzy zawiadamia też policja).Czyli z tego wynika, że jeśli chodzisz „po świecie” to znaczy, że nie masz nic wspólnego z przestępstwem w zakresie fałszowania pieniędzy. He, he, to tak humorystycznie zakończyłam, nie gniewaj się…Serdecznie pozdrawiam…Aha i jeszcze jedno, wyniki ekspertyzy dostaniesz w okresie 1 – 2 miesięcy…A na drugi raz zwracaj uwagę na papier z którego zrobiony jest banknot, z reguły jest to tzw. „gazeta”…(kasjerzy w bankach przechodzą specjalne szkolenia w tym zakresie; z zawiązanymi oczyma „muszą” rozpoznać falsyfikat, oprócz tego mają też specjalne urządzenia).
~MM
Fiu, fiu, niezły wykład :) Dodam, że to była wpłata z firmowej kasy na konto w banku w dodatku waluty. Wiem, że nie ma strachu co do fałszowania, najwyżej tylko o próbę wprowadzenia takiego banknotu w obieg – od 6 m-cy do 8 lat :) ale chyba byłabym „psychiczna” upłynniając taki banknot w banku :)). Wezwanie z policji dopiero będzie, ale prawdopodobnie i tak to umorzą. Tylko tak trochę rozśmieszyła mnie zbieżność notki o.Tomasza z sytuacją, którą miałam zaraz na drugi dzień. No i dzięki za pocieszenie :)
~Nobody
„Chociaż, pewnie dla wielu już samo siedzenie na sali rozpraw w drewnianych i niewygodnych ławkach i w niepokoju oczekiwanie na wyrok sądu będzie niemalże najwyższym wymiarem kary…”Możliwe też, że jedynym… Bo przy (nie)sprawności działania naszego sądownictwa, nieprędko (jeśli w ogóle) nastąpi rozstrzygnięcie sprawy. Nie wiadomo więc, kto więcej wycierpi: winowajcy czy ich oskarżyciele? Opieszałość naszych sądów skutecznie zniechęca do wytaczania spraw, dlatego tym bardziej przestępcy i oszuści czują się bezkarni. Mam nadzieję, że Ojca sprawa znajdzie swój szczęśliwy finał!Pozdrawiam ciepło! :)
~Tomasz
W tej sprawie wina sądu jest niewielka. Pewnie, że mogliby sie postarac i wszystkich doprowadzić na miejsce rozprawy na czas. No cóż. Sprawa dotyczy włamania, kradzieży, pobicia… W porównaniu z innymi przestępstwami to nic wielkiego, więc może dlatego sąd zbytnio sie do niej nie przykłada. Zwłaszcza, że w do sądu nie została wniesiona przez poszkodowanych (w jednym przypadku) tylko przez policję. Kolejna za dwa tygodnie. Mam nadzieję, że ostatnia. I nie tylko z powodu niewygodnych ławek :)
~Biedronka
Ta sala rozpraw uczy pokory i cierpliwości.Posiedzę tam jeszcze….mimo, że tak bardzo nie lubię tej sali rozpraw, niszczenia miłości, człowieka….”Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela…rozdziela łzy na sali rozpraw, one nadal płyną po tylu latach, cierpliwie czekam, widzę moją rozbitą rodzinę i wyrok.Separacja….(nie zgodziłam się na rozwód),dzieci podrosły a ja nadal czekam, uczę się pokory i zrozumienia Bożych planów….siedzę na tych twardych ławkach, na kamiennych schodach i odwracam głowę w stronę ludzi….to jak z obrazu który dzisiaj odwiedziłam w galerii.”Kot na kamiennych schodach”….ciągle ma pod górę…..ten obraz żyje a namalował go mój dawno nie widziany przeze mnie znajomy- nie znając mojego życia wplótł się kolorami i w moje widzenie rzeczywistości.Dzisiaj odnalazłam go po trzydziestu latach…ten obraz i tego kolegę…Zadziwiające, jak słowa i obrazy przemawiaja do mnie….
~:-))
Biedronko, piszesz, że sala rozpraw uczy pokory i cierpliwości. W wielu wypadkach tak jest, ale jest też tak, że uczy nienawiści człowieka do człowieka wskutek ludzkiego kłamstwa. Człowiek broniąc się przed wymiarem sprawiedliwości, otacza się adwokatami i za wszelką cenę (kosztem tego drugiego) – kłamie. Wskutek tych kłamstw (mataczenia – jak to się teraz elegancko określa) sprawy ciągną się latami. Ale, od ludzi nieuczciwych, nie można oczekiwać uczciwości! W swoim życiu dużo czasu spędziłam na sali rozpraw, bo wiele zawodowych czynności musiało znaleźć swój finał w sądzie. Zeznając, patrzyłam w oczy złodziejowi i broniącym go adwokatom. Wszyscy kłamali! Tylko poszkodowany pracownik płakał, podawał logiczny przebieg wydarzeń, konkretne daty, dowody w formie pisemnej…Sprawę wygrywał złodziej. Nawet ja, która z „nie jednego pieca chleb jadłam” nie mogłam udowodnić, że pieniądze, którymi adwokat wymachiwał na sali sądowej pochodziły z kradzieży. Nikt tego nie udowodni, bo pieniądze znajdujące się w kasach banku są nieoznakowane…Przykłady mogłabym mnożyć…Ale, do czego zmierzam. W każdym takim przypadku, zadaję sobie pytanie o postawie takiego człowieka wobec bojaźni Pańskiej, o świadomości własnej kruchości, odpowiedzialności za siebie i innych wobec Boga, zawężaniu horyzontu życia wyłącznie do doczesności, o takim zwykłym ludzkim „rozumieniu”; bo „rozumienie” – znaczy brać pod uwagę Boga…P.S. Przepraszam, że podpisuję się znakiem graficznym, ale tak zaczęłam swoje komentarze na tym blogu…
~Biedronka
:-)) bo to zależy od człowieka i wartości jakie wyznaje w życiu.Ja też mogłam zacząć nienawidzić, za krzywdę, kłamstwa, matactwa tego co usłyszałam od mojego męża na sali rozpraw.Nie zrobiłam tego, bo uważam,że mąż zagubił się na drodze i trzeba ogromnej wiary i siły z mojej strony by pomóc mu wstać.To tak,jakby nie on mówił wtedy na sali rozpraw. Moje oczy widziały nie to co mówił oszczerczo na sali,tylko po to, by uzyskać „wolność” ale to co mnie pozwalało dostrzegać jego dobro w tej masce zła którą nałożył na siebie i co mnie ochraniało,nie pozwalało na nienawiść, to oczy miłości Boga.Bo dobro wypływa z miłości.A Bóg jest miłością.Bóg mnie chronił ja w to wierzę nieustannie, bo po ludzku już dawno bym przyjęła postawę dumy po zdradzie, buntu i być może innych jeszcze cech które są tak bardzo ludzkie w przypadku zdrady małżeńskiej a jednocześnie napaści oszczerczych słów.Bóg wyłowił mnie swoją siecią, podał rękę wtedy, gdzie mogłabym widzieć a może już widziałam dno rozpaczy, na sali sądowej.Rozprawa w czasie się skończyła ale dla mnie trwa i wierzę że i mój mąż wygra siebie i swoje człowieczeństwo, że ujrzy twarz Chrystusa Miłosiernego..Dlatego cierpliwość i pokora.Kto nie jest dobry nie umie kochać,myli pojęcie pożądania z miłością własną i wtedy przegrywa, mimo pozornej wygranej.A świat nieustannie kusi.Dlatego potrzeba ogromnej siły którą się czerpie tylko z modlitwy.Przekonałam się o tym.Jak przestaje czuwać na modlitwie,bo jest się zmęczonym albo coś tam innego, to zło atakuje zaciekle.Zna nasze słabe strony nie trzeba się łudzić, że jest inaczej.Zawsze uważałam, że dobro zawsze zwycięży , wypłynie i nawet jak pozornie jest to wygrana rozprawa przez krzywdziciela naszej rozbitej rodziny(męża) , widzę upływ czasu, zauważam, że zamiast tej jego wygranej „wolności życia w konkubinacie” zauważam teraz u niego brak uśmiechu wewnętrznego ,on jest tylko przyklejony na twarzy albo i nie jak widzi moje rany, dzieci, które zabliźniają się jednak z czasem.U niego te rany się otwierają dopiero teraz.Widzi krzywdę zasianą ileś lat temu. Widzi też sumienie swoje.Tak myślę.Ciągle uważam, że to dobry człowiek ale zagubił się w drodze. Duma męska powstrzymuje, nie chce się przyznać do popełnionych błędów.Aby dobrze się poczuć stosuje projekcję.Projektuje na nas swoje błędy.Psychologia to tłumaczy.Dobrze że mam wiedzę psychologiczną łyknięta na studiach, teraz się przydaje i mogę oprzeć się też na niej.To wyrządzone zło, brak uśmiechu u męża, to skutek szatańskich sideł jakie zastawił.Wiem -to ludzkie, że się błądzi i gubi płomień świecy na drodze bez czuwania na modlitwie.Ale zawsze można podnieść się z grzechu i iść dalej już drogą światła a nie ciemności.Tylko trzeba tu ludzkiej woli na zgodę na tę drogę światła w sobie.Zło atakuje zewsząd zaciekle.Gdyby mąż zawierzył Chrystusowi…Pozostaje nadzieja…wsparta wiarą. Nadal mąż żyje w konkubinacie.Ciągle widzę brak radości wewnętrznej u niego, czuję – to mnie boli najbardziej.Nie jest szczęśliwym człowiekiem. Uwierzyłam sile modlitwy i czekam na to co jest możliwe ale tylko w wymiarze boskim nie ludzkim.Na jego wewnętrzną przemianę.Nienawiść niszczy a miłość buduje.Dlatego nie dopuszczam nienawiści do siebie, chociaż boli tak bardzo po ludzku ta samotna droga pod górę.Nie chce miłości egoistycznej. Tę widzę aż nadto wyraźnie wokoło w naszym świecie.Nie miłość egoistyczna… Taka niszczy, nienawidzi i oskarża i nie powinna być nazywana miłością nigdy. Ale wiem :_)), że taki a nie inny jest świat teraz- na sali rozpraw widać to wyraźniej …Nie zawsze wymiar ludzki jest sprawiedliwy.Za to Boży zawsze.
~:-))
Biedronko, dzięki za ten komentarz, z którego wynika, że słowa: „…A kiedy stajecie do modlitwy, przebaczcie, jeśli macie co przeciw komu…” (Mk 11,25) są ciągle żywe w Twoim sercu. Serdecznie pozdrawiam.
~Biedronka
I ja pozdrawiam „uśmiechu”.Rozsiewaj swoje promyki dobra i uśmiechu, to najlepsze lekarstwo dla zgorzkniałego świata.Każdy promyk uśmiechu darowany ludziom, to jaśniejszy blask słońca na niebie.Z Bogiem!
~www.bardziej.wordpress.com
Dyskusja się zawiązała.A sąd źle mi się kojarzy, że on taki duży, ja taka mała, sama broniąca się, ledwo pełnoletnia, sędzia, pozwany przeze mnie i jego adwokat.Brrr…Ławki?Być może Ci, których bezpośrednio to dotyczy wcale nie pamiętają ławek.