dobrze czy jak zwykle?

Dzisiejszy dzień znów był jednym z tych, kiedy wydawało mi się, że prowadzę wyścig z czasem.
O poranku, pomimo najlepszych moich intencji ogarnięcia się i spokojnego zabrania się do pracy okazało się, że chyba nic z tego nie będzie.
Otóż postanowiłem obudzić się nieco wcześniej, niż zwykle. Zaparzyć kubek kawy, wziąć orzeźwiający i niezbyt ciepły prysznic, potem spokojnie uzupełnić brakujące wpisy w dokumentacji medycznej z wczorajszych zajęć terapeutycznych i sesji i następnie zdążyć na poranne pacierze i medytację. Plan mój jednak zawalił się w chwili, kiedy ktoś przede mną zajął łazienkę z prysznicem. Musiałem, niestety, w związku z tym kilkanaście minut czekać na swoją kolejkę. To był pierwszy moment, który mnie nieco zaburzył. Zły na siebie, że się po drodze guzdrałem, zacisnąłem zęby i odczekałem swoje wiedząc, że już nie zrobię tego, co chciałem i że dokumentacja będzie musiała poczekać na lepsze czasy.
Potem wszystko niby toczyło się dobrze. Wyjechaliśmy z hostelu o ustalonej godzinie i do celu dotarliśmy też, mniej więcej o czasie. Jednakże już po chwili okazało się, że natknęliśmy się na przeszkody od nas, co prawda, niezależne, lecz wymuszające bardzo konkretne interwencje. I w tym momencie zaczął się wyścig z czasem. Najpierw wizyta w jednej instytucji, potem w drugiej, a potem trzeciej… Podczas wizyty w czwartej, czekając na załatwienie sprawy, już zacząłem niecierpliwie spoglądać na zegarek i gorączkowo chodzić po korytarzu, dodatkowo mając w głowie pracę, która czekała mnie po powrocie. W efekcie okazało się, że przez cały czas rozwiązywaliśmy problemy spotykane po drodze, a sprawy, z powodu których był ten wyjazd, tak i zostały niezałatwione.
Do hostelu wracałem z kwaśną miną. Niezadowolony. Po powrocie zjadłem szybki obiad, uporałem się z odłożonymi na potem papierami, spakowałem rzeczy i pojechałem do domu.
– Znów chciałem dobrze, a wyszło jak zwykle… – Myślałem szukając płyty z muzyką, która mogłaby mnie zrelaksować. – W sumie to zawsze najlepiej wychodził mi spontan…

Możesz również polubić

15 komentarzy

  1. ~spb

    Przed niespodziewanymi sytuacjami człowiek się nie zabezpieczy…

    1. Tomasz

      To prawda. Ale mając w głowie uporządkowany scenariusz działania i luźne szelki, można w pewnym stopniu zminimalizować ból nieprzewidzianych porażek.

  2. ~Rut

    ja mam czwórkę małych dzieci. też mnie uczą pokory rozsypując najmisterniejsze plany dnia:)

    1. Tomasz

      Musisz więc mieć w sobie dużo wyrozumiałości. Dzieci, rzeczywiście potrafią zburzyć najdokładniej zaplanowane scenariusze :)

  3. ~obecnie szeleszcząca

    plusem jest to, że jest Twoja obecność styczniowa:)

    1. Tomasz

      Trochę jednak spóźniona. Nie obiecuję poprawy, bo wiesz, z planami jest tak, że często biorą w łeb :) Dobrego!

  4. ~creedka

    plany planami, a zycie zyciem… coz pozostaje zacisnac zeby i zyc dalej…bo podobno nic nie dzieje sie bez przyczyny ;)

    1. Tomasz

      Ale przyczyną jesteśmy my sami. Nasze wybory, decyzje… Światem nie rządzi przecież jakieś fatum czy ślepy traf. Świat wokół nas sami kreujemy.

  5. ~Wirus

    powinno być takie 11przykazanie,które brzmiało by 11-nie planuj. Pozdrawiam.

    1. Tomasz

      Albo: bierz wszystko takim, jakie jest.

  6. karolina242@poczta.onet.pl

    Dlatego ja nic nie planuję. Wyjdzie – to dobrze. Nie wyjdzie – trudno, niczego sobie do zrobienia nie obiecywałam, nie mam wyrzutów sumienia.

    1. Tomasz

      No a gdzie w taki razie jest miejsce na marzenia, cele i postanowienia?

  7. ~Soledad

    Uuuuu, doskonale Cię rozumiem. Co dnia uczę się (a właściwie Pan Bóg mnie uczy) nie planować lub po prostu starać się uzgadniać swoje plany z Najwyższym. Pozdrawiam karmelitańsko:)

    1. Tomasz

      No tak, to chyba najlepsze rozwiązanie :)

  8. ~spb

    coś Ojciec ostatnimi czasy się opuszcza w pisaniu :)

Skomentuj ~Soledad Anuluj

Time limit is exhausted. Please reload CAPTCHA.