jak Jonek jeździł BWP-em

Cuda… Czasem spektakularne, kiedy nie ma żadnych wątpliwości, że to, co się dzieje, dzieje się ponad poziomem ludzkiego pojmowania, a czasem prawie niewidoczne, ledwo uchwytne, proste. Patrzę na swoje życie i próbuję dostrzec wydarzenia, kiedy siedząc w zdumieniu odnosiłem wrażenie, że to właśnie Pan Bóg kreuje przede mną rzeczywistość. Było ich kilka. Pamiętam, że zawsze szukałem racjonalnych wytłumaczeń. Próbowałem zrozumieć, pojąć, wytłumaczyć. Kiedy jednak zawodził rozum z pomocą przychodziła wiara. Dopiero na jej poziomie wiele spraw nabierało sensu.
Na kazaniu podczas porannej Eucharystii usłyszałem historię Jonka, który jeździł Bojowym Wozem Piechoty. Tyle, że bojowy wóz nie był prawdziwym bojowym wozem, lecz starą polską Nysą i nie działo się to na poligonie, ale na zwykłej polnej drodze z dziurami po kolana. Finał był taki, że ów BWP pędząc z prędkością ponad 100 km/h niefortunnie wjechał w stającą na polu suszarnię tytoniu. Wszystko legło w gruzach. I suszarnia i Nysa. Pasażerowie ledwo wydostali się z płonącego auta. Na szczęście cali i zdrowi. Wszyscy przechodzący drogą przechodnie w zdumieniu kiwali głowami twierdząc zgodnie, że to cud!

Cuda rzeczywiście się zdarzają. Wcale nie trzeba kusić losu, igrać z życiem, czy wystawiać Pana Boga na próbę, żeby się o tym przekonać. Być może wystarczy tylko wnikliwe a zarazem proste spojrzenie? Niekiedy sama codzienność mnie zdumiewa. I coraz częściej też brakuje mi na nią racjonalnych wytłumaczeń.

воспоминания…

Переворачивая картонные коробки в заброшенной монастырьской келе, я наткнулся на лежащие в углу смятые листы бумаги. Они были исписаны неуклюжым, казалось, детским почерком. Одкуда они взялись? Странно… Я начал их перелистывать. Это были мои упражнения по-русскому языку, которому я когда-то учился в Москве.
– Блин! Столько лет прошло! – Улыбаясь, сказал я.
Мне вдруг вспомнились времена моего скитаниа по России. Калмыцкая степь, грязные улицы Астрахани, горы северного Кавказа, Черное Море, Урал, Петербург, Москва… Времени всего-навсего прошло немного, но мне показалось, что появляющейся осколки воспоминаний будьто из кокой-то, совсем другой жизни. Забытой и чуждой. Жизни из прошлого…

Czasami wracam do wspomnień. Albo inaczej – to one wracają do mnie. Przedmioty, fotografie, obrazy, albo zapomniane kartki papieru są niczym pomost, który łączy teraźniejszość z przeszłością. To właśnie ona wciąż przypomina mi kim jestem, gdzie już byłem i dokąd zmierzam.

it’s amazing

Świętując na zebraniu klinicznym 30 urodziny koleżanki z pracy przypomniał mi się czas mojego wchodzenia w czwartą dekadę życia. Wydawało mi się wtedy, że jestem już stary :) Nie tyle jednak z powodu trzydziestki na karku, co z karkołomnych doświadczeń, przez które wtedy miałem szczęście przechodzić. Przypomniały mi się moje refleksje z tamtego czasu. Pamiętam, że ciągle chodziła mi po głowie rzecz o umieraniu. Dla świata, dla siebie, umieraniu dla namiętności, dla grzechu…Być może dlatego, że wówczas bardzo chciałem żyć? Pamiętam, że jak narwany wykorzystywałem każdy fragment czasu. Praca, setki różnych spraw, wysysające siły spotkania z ludźmi, po których myślałem, że dalej już nie pójdę. Do tego jeszcze poczucie, że świat, w którym przyszło mi żyć jest dziwny i zwariowany. Głowa bolała mnie od ciągłego usensowniania tego, co w moim przekonaniu było bez sensu. Niemal bez przerwy miałem też wrażenie, że nie nadążam, bo wszystko, co robię i tak miało być na wczoraj.
Proste mieszkanie, nakryty obrusem stół, kilkoro przyjaciół… Anna, Anastazja, Oleg z żoną Iriną i ich dzieciaki Nastka i Sasza. Siedzieliśmy prawie do wczesnych godzin rannych jedząc i pijąc za zdrowie jubilata.
Dziś, patrząc na Edytę, uświadomiłem sobie, że wtedy, choć miałem plany i tysiące pomysłów do zrealizowania, przyszłość była zupełnie poza moimi wyobrażeniami.
Zdumiewające… Jak w zmyślny sposób Pan Bóg potrafi zmieniać rzeczywistość!

odnowiona przestrzeń

Siedząc na podłodze przyglądałem się pomalowanym wiosennie ścianom mojej celi. Oliwka dojrzewająca w promieniach słońca. Miło jest mieszkać w przestrzeni, która napełnia spokojem i pogodą ducha.
Dwa tygodnie temu minęło dokładnie cztery lata odkąd tu przyjechałem. Jak do tej pory, w mojej „karierze” zakonnej, to najdłuższy okres bez przeprowadzek. A mieszkałem w różnych miejscach. Na wschodzie Polski, na południu, potem na zachodzie… Był też czas kilkuletniego pobytu za granicą w świecie pełnym absurdów, w którym przeprowadzałem się dwa razy. Potem, cztery lata temu, przyjechałem tutaj. Początkowo z myślą, że tylko na chwilę, na kilka miesięcy… no… może rok – nie dłużej! Potem jednak, w wyniku niepisanego układu związanego z pracą, szkoleniem i rozwojem naszych inicjatyw miałem zostać do roku 2008. Teraz jest późna wiosna 2009 i wciąż tu jestem… Okazuje się, że chyba zaczynam zapuszczać korzenie, przed czym kiedyś podświadomie mocno się broniłem. Dlatego też kartony, materac, śpiwór i survivalowa skrzynka w bagażniku auta mocno wpisały się w moje życie. Wiele z nich jednak pozostało nadal. Sporo rzeczy wciąż trzymam w kartonach i dalej śpię w śpiworze i na materacu. Trochę z braku przestrzeni w mojej celi, a trochę z przyzwyczajenia, z którym naprawdę mi dobrze.
Siedzę na podłodze i myślę sobie – niby to samo, ale jakoś inaczej. Zaangażowałem się w pracę, w kolejne inicjatywy, poszedłem do szkoły, mam zainteresowania i pasje, które mogę rozwijać, i najważniejsze – mam braci i przyjaciół. W świecie wokół mnie ciągle coś się dzieje. Zaskakujące odkrycia, nowe doświadczenia, zmiany… Nie zawsze jest fajnie, ale przecież nie chodzi o to, by zawsze fajnie było? Prawda? Mimo wszystko, i tak, dziś jest zupełnie inne, niż wczoraj, a jutro ciągle nęci nowizną. Świat pełen barw. Tylko z pozoru czasem szary…