ostrzejszy niż skalpel

Z zamyślenia nad klawiaturą komputera wyrwał mnie dźwięk dzwonka do drzwi. To ksiądz dobrodziej, który co jakiś czas przyjeżdża do klasztoru po nową partię ziół i spirytusowych nalewek. Podaliśmy sobie ręce na powitanie i poszliśmy do magazynu przygotować dla niego paczkę. Po drodze przypomniałem mu o organach, które kilka miesięcy temu od nas kupił i chyba zapomniał zabrać. Uśmiechnął się klepiąc mnie po ramieniu.
– W przyszłym tygodniu. Będę miał wtedy samochód, to je zabiorę.
Niemalże codziennie przychodzą ludzie kupować u nas zioła. Na przeziębienie, na nerki, na oczy, na wątrobę… Kupują nalewki spirytusowe poprawiające apetyt, przeciwko migrenie, nalewki odtruwające i przeciwnerwicowe. Ksiądz dobrodziej przyjeżdża po balsam kręgowy. Zawsze bierze po kilkanaście butelek plus coś do zaparzania i do picia. Czasem ludzie przychodzą po zioła ale sami nie wiedzą czego chcą. Tłumaczę im wtedy, że mogą kupić co bądź. Jeśli zioła bądź nalewki nie pomogą, to na pewno też nie zaszkodzą. Dlatego opłaca się spróbować. Uśmiecham się do nich, próbuję być miły.
Kiedyś, kilka lat temu, trochę zajmowałem się zielarstwem. Zbierałem różne rośliny, kawałki patyków, suszone owoce, pestki, kawałki kory z różnych drzew i zalewałem wszystko spirytusem. Najlepszy był jednak piołun. Zbieraliśmy go wiosną. Wychodziliśmy w step późnym popołudniem, kiedy słońce już nie było tak mocne, a delikatny powiew wiatru roznosił jego upajający zapach. Pamiętam słowa Antoniego, który zawsze powtarzał, że nic tak nie wyostrza spojrzenia jak zalany spirytusem piołun. Rzeczywiście, był ostrzejszy niż skalpel.
Cóż, ale nawet piołun nie jest w stanie sprawić, by krawędzie świata stały się dostatecznie ostre. By można było dobrze rozeznawać i zawsze wiedzieć dokąd się idzie. Tak sobie myślę, że błądzenie, poznawanie świata po omacku i opuszkami palców to jedyna pewność, której się dotykam.