cicha obecność

Spokojnym popołudniem wyglądałem przez okno na zlane deszczem podwórko. Przysłuchując się odgłosom wiosny odkryłem, że w gęstwinie leśnej na skraju placu klasztornego mieszka sowa. W każdym razie stamtąd dochodziło miarowe hu hu, hu hu. Próbowałem przypomnieć sobie czy już wcześniej u nas mieszkała, czy też nie? Trudne to zadanie, zwłaszcza wtedy, kiedy głowa zaprzątnięta jest tysiącem innych, wydaje się, że ważniejszych spraw. Szczerze mówiąc nawet nie byłem w stanie stwierdzić, czy jej hu hu już kiedyś u nas słyszałem…
Pomyślałem sobie, że powinienem być bardziej uważny na to, co się wokół mnie dzieje. Kiedyś już odkryłem, że żyjąc z kimś obok po jakimś czasie przestajesz zwracać na niego uwagę. I wcale nie z powodu osobistych obciążeń. Po prostu czyjaś obecność staje się tak naturalna, tak powszednia, że wprost niezauważalna. Dopiero kiedy osoba zniknie z pola widzenia i czucia nagle odkrywasz, że bez niej świat wokół stał się pusty i że w Tobie też coś umarło.
Muszę więc wyostrzyć zmysły i nauczyć się poznawać świat organoleptycznie.