wielki tydzień

Z rozważań drogi krzyżowej, którą kilka dni temu prowadziłem w kościele utkwiła mi w głowie jedna myśl. Pan Bóg posyła na świat swojego syna wcale nie po to, by uwolnił ludzkość od cierpienia, ale by w nim uczestniczył. Pomyślałem sobie, że to dobra nowina! Zwłaszcza, że dla mnie Wielki Tydzień rozpoczął się już kilka dni temu.
Zdumiewające, jak wiele potrafi się zmienić… Myślę najpierw o wielkich tłumach witających Jezusa w Jerozolimie, które niedługo potem pluły mu w twarz. Ale przychodzi mi na myśl również moje własne życie…

Przed chwilą zadzwonił dziennikarz jednego z portali informacyjnych z prośbą bym powiedział coś na temat świąt paschalnych. Odpowiadając na pytania pomyślałem, że bez większych trudności tłumaczę innym sens cierpienia i umierania, a sam ciągle umrzeć nie potrafię. Pomyślałem, że ból, cierpienie, samotność, pustka, ogołocenie przybliżają do Boga, ale przecież nim nie są. Czego więc jeszcze potrzeba?
Kiedy odłożyłem słuchawkę wydało mi się, że wszystko we mnie wiruje. Pragnienia, myśli, uczucia… Być może ściana płaczu nie jest tylko zwykłym murem, przez który można tak po prostu przeskoczyć?