wisełka

– Pięknie! – Powiedziałem wrzucając kolejny już kamień do wody. – Niby w mieście, a jakby na wsi.
Uśmiechając się spojrzałem na resztę. Andrew gramoląc się w krzakach rąbał siekierą zwalone i uschnięte drzewo, a dziewczyny, siedząc wygodnie na wiślanym piasku prowadziły damską rozmowę. Było cicho i spokojnie. I gdyby nie dobiegający z oddali delikatny szum przejeżdżających samochodów i migocące na horyzoncie światła miasta, można by pomyśleć, że jesteśmy gdzieś w bieszczadzkiej głuszy.
Szkoda, że spotykamy się tak rzadko, pomyślałem. Praca, obowiązki, codzienne sprawy, no i dzieląca nas odległość… A przecież bez realnego bycia ze sobą trudno mówić o budowaniu relacji. Zresztą, gdyby nie telefon sprzed kilku dni z zaproszeniem do wzięcia udziału w pewnej inicjatywie, dziś by mnie tu nie było. No cóż, okazuje się, że warto wykorzystywać chwile i pojawiające się możliwości. Mam doświadczenie, że spontanicznie podejmowane decyzje, w moim życiu okazywały się najbardziej owocne. Przynosiły najwięcej zadowolenia i satysfakcji.
– Wieczór, woda, piasek, ognisko, kiełbasa, ludzie, spotkanie… – Dobrze jest, pomyślałem.
Dorzuciłem do ognia kilka kawałków drewna i pobiegłem szukać patyków do pieczenia kiełbasy.