jak Jonek jeździł BWP-em
Cuda… Czasem spektakularne, kiedy nie ma żadnych wątpliwości, że to, co się dzieje, dzieje się ponad poziomem ludzkiego pojmowania, a czasem prawie niewidoczne, ledwo uchwytne, proste. Patrzę na swoje życie i próbuję dostrzec wydarzenia, kiedy siedząc w zdumieniu odnosiłem wrażenie, że to właśnie Pan Bóg kreuje przede mną rzeczywistość. Było ich kilka. Pamiętam, że zawsze szukałem racjonalnych wytłumaczeń. Próbowałem zrozumieć, pojąć, wytłumaczyć. Kiedy jednak zawodził rozum z pomocą przychodziła wiara. Dopiero na jej poziomie wiele spraw nabierało sensu.
Na kazaniu podczas porannej Eucharystii usłyszałem historię Jonka, który jeździł Bojowym Wozem Piechoty. Tyle, że bojowy wóz nie był prawdziwym bojowym wozem, lecz starą polską Nysą i nie działo się to na poligonie, ale na zwykłej polnej drodze z dziurami po kolana. Finał był taki, że ów BWP pędząc z prędkością ponad 100 km/h niefortunnie wjechał w stającą na polu suszarnię tytoniu. Wszystko legło w gruzach. I suszarnia i Nysa. Pasażerowie ledwo wydostali się z płonącego auta. Na szczęście cali i zdrowi. Wszyscy przechodzący drogą przechodnie w zdumieniu kiwali głowami twierdząc zgodnie, że to cud!
Cuda rzeczywiście się zdarzają. Wcale nie trzeba kusić losu, igrać z życiem, czy wystawiać Pana Boga na próbę, żeby się o tym przekonać. Być może wystarczy tylko wnikliwe a zarazem proste spojrzenie? Niekiedy sama codzienność mnie zdumiewa. I coraz częściej też brakuje mi na nią racjonalnych wytłumaczeń.