może

Czułem jak od jej chłodu drętwieją mi palce. Czułem jak zimno przez skórę nagich dłoni wdziera się prosto do krwiobiegu. Nieczułe i obojętne jak pieszczoty beznamiętnej kobiety. Lodowaty dotyk, z każdą chwilą, stawał się coraz trudniejszy do wytrzymania. Wydawało mi się, że dalej nie dam rady, że na tym koniec. A przecież tak bardzo chciałem się zatracić! Nie czułem już prawie niczego, ani chropowatości skały, ani bólu dłoni. Jedynie napięte mięśnie, nierówny oddech i pulsujące w skroniach ciśnienie nieustannie przypominały mi gdzie jestem.
Spojrzałem w dół. Kilkunastometrowa linia drogi załamywała się niewielkim uskokiem u podstawy ściany. Dobrze, że czujne chwyty i stopnie pozostały za mną, poniżej. Jeszcze kilka metrów i będzie po wszystkim.

Jakiś czas potem, wyglądając przez okno mojej celi patrzyłem na spadające z nieba drobne płatki śniegu. Może ponura i przygnębiająca aura jesieni w końcu odejdzie w zapomnienie? Może wreszcie przestanę czule tulić się do beznamiętnych skał? Może właśnie Adwent… Może…