prosto z szafy

Wyciągnąłem z szafy zagrzebany wśród różnych sprzętów stary wzmacniacz. Chociaż może wcale nie taki znów stary, to przecież model zaledwie sprzed kilku lat. Niektórzy jednak mówią, że sprzęt elektroniczny bardzo szybko się starzeje, szybciej, niż mogłoby się wydawać. Twierdzą, że to, co kupujesz dzisiaj, za tydzień, miesiąc będzie miało swojego nowego i lepiej dopracowanego następcę. Zapewne po to, byś w najbliższym czasie pomyślał o dokonaniu jakiegoś upgradu, albo o całkowitej wymianie sprzętu na lepszy. Takie, niestety, są prawa komercyjnego rynku i producentów elektroniki. Mam jednak wrażenie, że w zdecydowanie większym stopniu, niż posuwanie techniki naprzód, przyczyniają się do powstawania elektronicznych śmietników. Zresztą, nie mam na to wielkiego wpływu. Co najwyżej taki, że używając dobrodziejstw techniki korzystam z nich dopóty, dopóki działają i jest z nich pożytek, kiedy jednak sprzęt zaczyna się psuć, a koszty napraw przestają mieć cokolwiek wspólnego ze zdrowym rozsądkiem, dopiero wtedy wszystko ląduje na śmietniku. Wzmacniacz więc nie znalazł się na śmietniku, tylko w szafie. Już dawno chciałem dać mu kolejną szansę, nie było tylko ku temu okazji. Teraz jednak, broniąc się przed pogrążeniem w wyjałowionej przez pandemię codzienności, postanowiłem porządkować sprawy, które wcześniej z różnych powodów odsuwałem od siebie. Jedna z nich dotyczy właśnie rzeczy z dna szafy stojącej w moim pokoju. Rzadko do niej zaglądam, jeżeli już to robię, to zasadniczo po to, by coś do niej wrzucić, a nie wyciągnąć. Wspomniany wzmacniacz jest pierwszą rzeczą spośród wielu, jaka ujrzała światło dzienne. Jestem jego drugim posiadaczem. Szczęśliwym zbiegiem okoliczności sprzęt ów trafił do mnie, ponieważ poprzedni właściciel, zgodnie z duchem postępu, postanowił kupić nowszy model. Z klasztornej rupieciarni dodatkowo przytaszczyłem do celi dwie kolumny głośnikowe (te są naprawdę stare), połączyłem przewodami, podpiąłem komputer i działa! I cieszy ucho i raduje serce ;))

W kościele życie powoli wraca do normy. Z ograniczeniami jeszcze, ale już zaczyna ocierać się o niewielkie namiastki normalności. Cieszę się z tego. Tęsknię za ludźmi, za spotkaniami, za posługą innym, co traktuję przecież jako fragment własnego powołania. Z nieskrywaną nadzieją wyglądam więc powrotu lepszego czasu. Wiem, że na pewno przyjdzie.

Możesz również polubić

4 komentarze

  1. MM

    Co do sprzętu mam podobnie. Chodzi tak długo, aż sam nie padnie :) Całkiem dobrze mi z tym, a te wymiany “na lepszy model” trochę mnie śmieszą… taki pęd za zaspokojeniem czegoś, podbudowywaniem się myślą, że mam to co najlepsze, najnowsze… Chociaż inne motywacje pewnie też są. W każdym razie, mnie to nigdy nie kręciło. A co do ludzi – odwrotnie. Za większością nie tęsknię i prawdę mówiąc pod tym względem wirus mi pomaga :) Pozdrawiam Ojcze!

  2. Tomasz

    Pamiętam, że zainteresowanie nowinkami technicznymi zazwyczaj budziło we mnie frustrację ;)) z powodu niemożliwości ich zakupu. Tak więc staram się nimi nie interesować. Zauważyłem ponadto, że posiadanie jednego sprzętu prowokuje do zakupu drugiego, a potem do jeszcze jednego itd. Wolność w ubóstwie i prostocie – jak mawiają mistrzowie życia duchowego! Serdeczności, MM!

  3. creedka

    o! jesteś! jak dobrze :)

Skomentuj MM Anuluj

Time limit is exhausted. Please reload CAPTCHA.