męka kaznodziei
Produkowałem się jak tylko mogłem. Kładłem się na ambonie, wymachiwałem rękami, modulowałem głos czasem mówiąc z przejęciem i bardzo cicho, a niekiedy wprost krzycząc. Opowiedziałem nawet anegdotę, z której zazwyczaj ludzie się śmieją. Tymczasem na widowni nie było żadnej reakcji. Spoglądałem na ludzi, niekiedy nawet uparcie wpatrywałem się w ich twarze. Siedzieli w ławkach, albo stali pod chórem niczym kamienne posągi. Bez żadnych uczuć, bez najmniejszego przejawu emocji. A przecież mówiłem o uczuciach, o ich okazywaniu, o wrażliwości…
Przez cały niemalże czas miałem poczucie, że moje słowa przelatują gdzieś pomiędzy nimi, że nie znajdują zaczepienia, że niczym echo obijają się o ściany chcąc wydostać się na zewnątrz kościoła. Trudne to było.
Potem, po skończonej konferencji, przypomniałem sobie inne rekolekcje. Zupełnie inne! W których mówiąc z ambony zdarzało mi się dyskutować z ludźmi. Zadawałem pytania i po chwili wracała do mnie odpowiedź. Ktoś jeden się zgadzał, a ktoś inny był przeciw. Niektórzy do moich rozważań wnosili nawet własne treści i przemyślenia. Czasem po konferencji rozmawialiśmy jeszcze w zakrystii albo przed kościołem.
Było to zupełnie niepodobne do sytuacji, w jakiej znalazłem się teraz.
Pokerowe twarze słuchaczy. Nie wiesz, czy to, co mówisz do nich trafia, nie wiesz, co myślą? Nie widząc z ich strony żadnej reakcji w ogóle nawet nie wiesz, czy cię słuchają? Krótko mówiąc męka kaznodziei.
Na koniec, proboszcz parafii, dziękując mi za prowadzenie rekolekcji powiedział, że moje rozważania były takie… duszpasterskie! Uśmiechnąłem się pod nosem. Będę się cieszył, jeśli sprawią, że komuś teraz będzie bliżej do Pana Boga.
~spb
najgorsza jest obojętność…
Tomasz
Dokładnie. Bardziej autentyczne było by np. to, gdyby ktoś wstał i wyszedł, mówiąc, że to go nie interesuje.
~szaram
nie każdy lubi okazywać emocje
Tomasz
Zgadza się! I to jest właśnie problem. Bo nie nauczyli mnie tego rodzice, czy inni ludzie. Jak więc okaże uczucie osobie, którą kocham?
~szaram
ale w rekolekcjach chyba nie chodzi o to, żeby wzbudzić wzruszenie na twarzy tylko żeby poruszyć serce, a jeżeli to się stanie to myślę, że Adresat naszych uczuć dowie się o tym pierwszy
Tomasz
Ale czyż poruszenie serca nie jest oznaką wrażliwości? A wrażliwość odbija się na twarzy?
~szaram
dla mnie nie jest to takie jednoznaczne, serce reaguje na prawdę, nie ma to nic wspólnego z wrażliwością
Tomasz
Jak to nie ma nic wspólnego? Przecież żeby w ogóle na cokolwiek zareagować muszę być wrażliwy.
~szaram
zareagować.. czyli co? popłakać się? uśmiechnąć na słowa rekolekcjonisty a po wyjściu z kościoła robić to samo, czy wysluchać z uwagą, może nawet z kamienną twarzą, potem przeanalizować swoje postępowanie w sercu, podjąć decyzję o zmianie, twardo trzymać się nowego kursu, być konsekwentnym do bólu, dążyć do celu wbrew wszystkim a nawet czasami wbrew swojemu zdrowemu rozsądkowi i gdzie tu Ojciec widzi wrażliwość…
Tomasz
Spokojnie, nie denerwuj się :)Zobacz, jeżeli ktoś podejmuje decyzję o zmianie swojego życia (choćby i z kamienną twarzą), to znaczy, że coś go musiało poruszyć, tak? Gdyby nie był wrażliwy, nic by go nie poruszyło.Wcale też nie chodzi o to, by reagować na wszystko emocjonalnie, szybko się zapalać do zmiany, ale przy pierwszych trudnościach odpuszczać podjęte decyzje.W tej refleksji chodzi nie tylko o moich beznamiętnych słuchaczy, ale o ludzi w ogóle. Chodzi o sztukę mówienia o uczuciach i ich okazywania.Dobrego!
~szaram
ależ ja sie wcale nie denerwuję ;-) chciałam tylko napisać (mając za przykład swoją osobę), że pomimo braku wrażliwości i nieumiejętności okazywania uczuć potrafię słuchać co ktoś do mnie mówi, pozdrawiam
Tomasz
Tak więc jesteś wrażliwa! I o to właśnie chodziło :)Dobrego dla Ciebie!
~Justyna
Sczęść Boże zgadzam sie obojetność jest najgorsza :-[ zapraszam do siebie http://www.skoki-justyna.blog.onet.pl
Tomasz
Czyli takie bycie ani zimnym, ani gorącym :)Zajrzałem. Też lubię popatrzeć jak chłopaki skaczą!
~natsheroldka@vp.pl
Spokojna głowa ojcze! nigdy nie jest tak, że te słowa ulatują i marnują się w bezmiarze, ktoś coś dla siebie zawsze wyłapie, a kaznodzieja nie zawsze musi taką osobę wyłapać z tłumu. Pokerowa twarz… czasami trudno jest okazać uczucia, a przyznać się do nich? Musielibyśmy się przyznać do człowieczeństwa! Mam wrażenie, że wielu pzyjmuje to jak wyrok na siebie, i kłamliwie wierzą, że to jest niepotrzebne. Ale czy taka jest prawda?
Tomasz
I mam taką nadzieję, że jednak coś z tych rozważań dla co niektórych wyniknie.Dobre stwierdzenie: przyznanie się do uczuć, to przyznanie się do człowieczeństwa! Zapiszę je sobie :)
~MM
„Duch wieje kędy chce i szum jego słyszysz, lecz nie wiesz skąd przychodzi i dokąd podąża”.Moja rozmowa z ojcem A.ja: pamiętam słowa z Ojca kazania rok temu (powiedziałam te słowa)On: tak, niektórzy (patrząc wymownie na mnie) pamiętają, ale się do tego nie stosująja: ale może inni też zapamiętali i zastosowali, a do niektórych może dotrze to dopiero po jakimś czasie :)On: to jednak warto głosić te kazania?ja: warto :)Pozdrawiam :)
Tomasz
No tak… nadzieja – to jedyna pociecha!
~JJ
ja mam tak za każdym razem kiedy chce wyegzekwować od dzieci coś na co one nie mają ochoty :) ale nie poddaje sie!!!! Tobie też życze !! :)
Tomasz
Choć czasem jeszcze się niektórym rzeczom dziwię, to jednak mam do nich dystans. Pan Jezus niczego na siłę nie narzucał. Co najwyżej proponował. Próbuję więc też tak robić.
~Nobody
W życiu (nie tylko kaznodziei) tak już jest, że dajemy z siebie wszystko (i więcej), a to zdaje się nie mieć odbioru u adresatów. Staramy się, a nasza starania spełzają na niczym. Albo tak nam się zdaje… ;) Bo nieraz dopiero po czasie widać owoce naszej działalności, w tym także słów. :) A jak wiadomo z Pisma Świętego [Iz 55,10-11]:”To mówi Pan Bóg: Podobnie jak ulewa i śnieg spadają z nieba i tam nie powracają, dopóki nie nawodnią ziemi, nie użyźnią jej i nie zapewnią urodzaju, tak iż wydaje nasienie dla siewcy i chleb dla jedzącego, tak słowo, które wychodzi z ust moich, nie wraca do Mnie bezowocne, zanim wpierw nie dokona tego, co chciałem, i nie spełni pomyślnie swego posłannictwa.”Na owoce przyjdzie czas, a póki co trzeba robić swoje! :)Pozdrawiam ciepło! :)
Tomasz
Pewnie, że przyjdzie czas! Przyjdzie czas i obudzimy się z ręką w nocniku! Bo nic się w moim życiu nie zmieniło, bo nie wykorzystałem szansy, bo zmarnowałem okazje… Sam biję się w pierś i próbuję nadrabiać to, co straciłem. Dobrego!
~bardziej.wordpress.com
Być może.Choć może głosiłeś te rekolekcje żebyś to Ty znalazł się bliżej Boga. Albo zmierzył się z tym, że nie reagowali na to, co mówiłeś.A co jeśli naprawdę stajemy się obojętni?
Tomasz
Wszystko chyba jest ważne i ma znaczenie. To też. Kilka razy, podczas głoszenia rekolekcji, udało mi się odkryć rzeczy ważne również dla mnie. Albo po prostu usłyszeć samego siebie. W życiu nieco się wtedy zmienia…
~Alba
No, bo ludzie, niestety, przyzwyczaili się, że Kościół to coś w rodzaju „teatru”, czy innego „cyrku” w którym odpowiednio przeszkolony „aktor” (ksiądz) produkuje się dla nich, zazwyczaj biernej i znudzonej „widowni” – która łaskawie przyszła na „przedstawienie.” (E, tam, ten nowy ksiądz – nic nowego/nic szczególnego nie powiedział/nie pokazał!). Ewangelia to jest Dobra Nowina – a problem z nami jest taki, że (czasami po obu stronach ołtarza!) – dla nas to już często ani dobra, ani tym bardziej, nowina…A jak mnie uczył pewien ksiądz, niestety już nieżyjący – odpowiedzią na wyuczony „wierszyk” z jednej strony może być tylko inny wierszyk z drugiej… I tak się przerzucamy tymi wierszykami, w które już nie wierzymy – i świeccy i duchowni… Na ambonie, w konfesjonale, w kościele, na kolędzie, na rekolekcjach… Nauczyliśmy się reagować mechanicznie, jak pieski Pawłowa – wstać, uklęknąć, usiąść. Powiedzieć amen, przeżegnać się, wyrecytować podziękowania dla rekolekcjonisty albo dla ks. biskupa, dać co łaska… Wyjść. Odetchnąć z ulgą. A jaka na to wszystko rada? Ano, myślę, że przede wszystkim księża powinni mówić bardziej „od siebie” z własnego doświadczenia (wiary), niż nawet z najmądrzejszych książek. To od razu widać, kiedy człowiek mówi o czymś, co jest dla niego autentycznie ważne.Jak mają „zapalać” innych ci, którzy sami ledwo „kopcą”?:) To po pierwsze. A poi drugie – myślę, że należy w większym niż dotąd zakresie pozwolić ludziom „mówić własnym głosem” w kościele – co by się stało, na przykład, gdyby formą niedzielnej modlitwy powszechnej była prawdziwa „modlitwa wiernych” , np. odczytywana z kartek składanych anonimowo w skrzynce intencji przez cały tydzień? Myślę, że Kościół by się od tego nie zawalił. A nawet od tego, gdyby to świeccy od czasu do czasu wyszli na ambonkę i powiedzieli OD SIEBIE, z czym im się kojarzy usłyszane Słowo. Dzięki temu może poczuliby się bardziej „uczestnikami” niż „widzami” – no, i być może bardziej doceniliby trud kaznodziei.:)www.cienistadolina.blog.onet.plwww.cienistadolina.blog.onet.pl
Tomasz
Wiesz, inaczej na słowo reagują ludzie z wiosek a inaczej w dużych miejskich parafiach. Inaczej też powinno się do nich mówić. Nie chcę powiedzieć, że jedni są gorsi a inni lepsi. Po prostu są inni. Inaczej jeszcze mówi się do młodzieży (a i to zależy od tego jakiej?). Okazywania emocji trzeba się nauczyć. To nie przychodzi samo. Jeśli miałem twarde wychowanie, gdzie okazywanie wzruszenia, czułości, emocji jest traktowane jako słabość, to będę miał duże trudności w okazaniu komuś tego, że go kocham. Zgadzam się, że kościelna widownia powinna w liturgii przemawiać również swoim własnym głosem. Jeśli nie w domu czy na podwórku, to może właśnie kościół będzie dobrym miejscem (bezpiecznym) do mówienia o sobie?
~Morgana
Witam.Dobre kazanie, takież same rekolekcje- muszą ” wstrząsnąć” słuchaczem.Powinny pozostawić w sercu jakiś ślad.Nasze rozważania, przemyślenia religijne to nie tylko kościół. Ale szczera modlitwa, rozmowa z Panem Bogiem w domu.Pozdrawiam serdecznie.http://slowa-potrzebuja-ciepla.blog.onet.pl/
Tomasz
Tu może nawet nie chodzi o wstrząsy, ale o zwyczajną ludzką wrażliwość.
~Kłosu
Hmm… A która to godzina była? ;)
Tomasz
Przedpołudniowa, Kłosu. Być może słuchacze rozmyślali co ugotować na obiad?
~creedka
dobry mowca, tylko moze „publika” nie ta ;)
Tomasz
Dobry – niedobry! Zimno było, więc może każdy chciał czym prędzej pójść do domu na ciepły obiad :)
~a dzisiaj świat mnie gryzie a odgryźć się nie można
To po co przychodzili? a może tak „przemyśliwali”;), że nie byli w stanie wydobyć z siebie jakiejkolwiek reakcji ? jeśli tak, to rekolekcje sie udały :)
Tomasz
Wszystko możliwe :)
~ew
może za dużo kaznodziei i stąd problem? ;)
Tomasz
Kaznodzieja był tylko jeden :) I w dodatku nieco cherlawy…
~?????
A może to było spowodowane, ten brak reakcji, tym , że w pędzącym świecie , w którym zakłamanie, samolubstwo, nienawiść wysunęły się na pierwsze miejsce i to one często podpowiadają nam jak mamy postępować …Że w tym pędzącym świecie mózg nasz został tak wyprany , że nie wiemy co właściwie powinniśmy uznać za dobro a co za zło…Tyle razy nas oszukano…dlaczego mamy kolejny raz poddać się sugestiom …Zbyt dużo zła jest wokół nas..Zakonnica bijąca dzieci, ksiądz zabawiający się z chłopakami….Te czarne owce potrafią zmącić spokój, zaufanie…I na nic rzesze uczciwych…Zresztą kaznodzieja, który tak przejmuje się , że brak było reakcji na Jego kazanie….JEST RZADKOŚCIĄ …Najczęściej czyta się z kartki, duka..a chyba i te napisane wypociny w trakcie kazania czytanego skraca….bo to wszystko ni do ładu ni do składu….Życzę bardzo wielu odbiorców…Ale i to nie uważam za najważniejsze….Jeżeli znajdzie się chociaż jedna osoba do której dotrą Twoje słowa to będzie znaczyło, że warto było głosić tę Dobrą Nowinę …chętnie będę uczestniczyła w tej wędrówce do nieba, bo ,,Przecież do Nieba nikt nie wybiera się w pojedynkę !”
Tomasz
Czytanie z kartki ogranicza. Kiedyś dokładnie spisywałem to, co chciałem powiedzieć. Teraz zasadniczo wypisuję tylko najważniejsze myśli, albo wcześniej układam wszystko w głowie. Zresztą, do słuchaczy mam dystans. Ktoś słucha, a ktoś nie. Ludzka rzecz.A co do wędrówki do nieba, to nikt nie zbawia się sam. Do tego zazwyczaj potrzeba przynajmniej jeszcze kogoś drugiego!Miłego!
~?????
Zazwyczaj wszyscy słuchają , niestety nie lubimy okazywać a raczej przyznawać się do tego, a wędrować razem jest raźniej i łatwiej pokonać trudności czy to w drodze do nieba , czy w tym naszym codziennym wędrowaniu…Ja jestem tchórzem…nawet nie potrafię podpisać swoich wypowiedzi …może obawy, że ktoś mnie wyśmieje….A może tak łatwiej ,,pomądrzyć się „.Miłego dnia …w powietrzu już czuć wiosnę ..
~Kłosu
Z tym obiadem to może być… ;)Choć bardziej bym ich posądzała o myślenie o tym, że „jutro znowu poniedziałek”… :P
wioleta144@autograf.pl
To rzeczywiście musiało być trudne doświadczenie. Ja jednak ufam , że Duch Święty, chociaż trochę zadziałał w ich sercach. Trzeba ufać…
~Nobody&Cholito
„Kapłan mądry jest szanowany,kapłan wpływowy budzi respekt,kapłan, który potrafi przemawiać, jest słuchany,ale tylko kapłan wyróżniający się wielką dobrocią jest kochany.”bł.Jakub AlberioneZ okazji Dnia Kapłana dużo zdrowia, wytrwałości i wierności w powołaniu oraz radości ze służby Bożej! :) :)
karolina242@poczta.onet.pl
Z własnego doświadczenia wiem, że czasem na rekolekcjach ludzie nie chcą słuchać, bo kapłan porusza te problemy, z którymi oni sami nie dają sobie rady. Może chcieliby być bardziej otwarci, ale boją się, że zostaną skrzywdzeni?
Tomasz
Eee tam! Myślę, że nie. Chyba jednak nie jesteśmy jeszcze przyzwyczajeni do Kościoła, który jest żywy i dynamiczny. Kościoła, w którym każdy może być czynnie obecny.
karolina242@poczta.onet.pl
Może my się od takiego Kościoła odzwyczailiśmy, a nie tylko nie jesteśmy przyzwyczajeni? (to nie żadna prowokacja, to pytanie szukającej odpowiedzi).
Tomasz
Może… Wcale nie odebrałem twojego komentarza jako prowokacji :)