zrozumieć Giorgi
Zadzwoniła do mnie przyjaciółka z Kraju Żabojadów. Beata mieszka w zachodniej części Francji, godzinę jazdy od wybrzeża Atlantyku, jest lekarzem, pracuje w szpitalu na internie. Okazało się, że na jej oddział przywieziono schorowanego Gruzina. Pacjent jak pacjent – każdy jest jakiś – tyle tylko, że z tym już na początku wynikł problem nie tyle natury medycznej, co lingwistycznej. Otóż nikt z lekarzy nie mógł go zrozumieć, i tym samym on nie był w stanie pojąć, czego osoby w białych kitlach od niego oczekują. Bariera językowa w sprawach ważnych, zwłaszcza, kiedy dotyczą zdrowia i życia, czasem okazuje się dramatem i z doświadczenia bezsilności prowadzi wprost do rozpaczy. Gruzin nie znał francuskiego, a personel szpitala – gruzińskiego. Ktoś wpadł na pomysł, że może po rosyjsku… ale szybko okazało się, że znajomość tego języka u członków konsylium lekarskiego sprowadza się zaledwie do wymiany uprzejmości i powiedzenia kilku słów o sobie. Tak więc i z tego nic… Beata w końcu zadzwoniła do mnie i tym sposobem zostałem pośrednikiem w rozmowach na śmierć i życie pomiędzy personelem medycznym a pacjentem.
Giorgi – tak miał na imię, jak okazało się w rozmowie, był człowiekiem już niemłodym i mocno schorowanym. Jakiś czas temu miał wypadek, w skutek którego lewej strona jego ciała została częściowo sparaliżowana. Poza tym miał problemy onkologiczne, raka płuc z przerzutami. Skarżył się na ból żołądka, kłucie w lewym ramieniu oraz silny ból w lewej nodze. Miał ze sobą dokumentację medyczną, lecz nie wszystko jasno z niej wynikało. Próbowałem więc wyciągnąć od niego jak najwięcej informacji o jego dolegliwościach i przedstawić je Beacie, a następnie jemu wyjaśnić rodzaj badań i procedur medycznych, jakim zostanie poddany.
Po wyczerpujących konsultacjach Beata powiedziała, że Francja żyje w napięciu, ale w jej mieście jest spokój. W szpitalu nikt nie choruje na COVID-19, ludzie chodzą do pracy, a życie płynie w miarę normalnie. Mam więc nadzieję, że u nas też tak będzie.
Dodaj komentarz