wymknąć się światłu

Kuchnia była niewielka. Tak, jak niewielkie bywają mieszkania w komunalnym budownictwie. Korytarz, dwa pokoje, łazienka… Przypomniałem sobie dzieciństwo i młodość. Mieszkanie moich rodziców było całkiem podobne do tego, nawet miało podobny metraż.
Dwukomorowy zlew, obok niego gazowy palnik, dalej kosz na śmieci, a w kącie lodówka. Przy jednej ze ścian stał niewielki segment kuchenny z szafkami na produkty i garnki. Na postawionym tuż przy drzwiach stole leżała torba pełna włoskich orzechów. Czy to już oznaki prawdziwej jesieni? – Zapytałem sam siebie. Wziąłem jeden do ręki. Orzechy były świeże i twarde, tegoroczne, podobno z ogrodu babci. Pomyślałem, że zanim uda mi się rozłupać ostatni z nich stracę wszystkie swoje zęby.

W relacjach międzyludzkich stajemy się za siebie odpowiedzialni. Odpowiedzialni za to, co robimy, mówimy, myślimy… Spotykając się odkrywamy przed sobą nasze światy pozwalając wejść w nie innym. Otwartość jednak rodzi się z zaufania i poczucia bezpieczeństwa. W spotkaniu z drugim człowiekiem określam samego siebie. Odkrywam także to, kim jestem i w spotkaniu z nim odnajduję również swoją tożsamość.
Spotkanie fascynuje, otwiera na to, co jeszcze niepoznane, zaprasza do dialogu…

Nagle, z zamyślenia wyrwał mnie straszny łomot, jakby ktoś obok mnie potężnym narzędziem próbował rozwalać ścianę. Przerażony spojrzałem na stojącą obok mnie I., która trzymając w ręku wielki kuchenny młotek właśnie zaczęła rozbijać nim mięso na kotlety.
Uśmiechając się łobuzersko, przyszły mi na myśl słowa jednego z filozofów. Pisał, że w kobiecości fascynuje go nie tylko to, co niepoznawalne, lecz sposób bycia, który polega na wymykaniu się światłu (sic!).