wiosna

O świcie z nocnego letargu wyrwał mnie przeraźliwy dźwięk budzika.
– A niech to! – Burknąłem spoglądając na zegarek. Było kilka minut po szóstej.
Wraz z powracającą świadomością, powróciło również uczucie chłodu wdzierającego się w moje posłanie. Termometr wskazywał zaledwie piętnaście stopni powyżej zera. Odwlekając stawienie czoła najbardziej krytycznej ze wszystkich chwil poranka, zaciągnąłem śpiwór na głowę i postanowiłem odwrócić się na drugi bok. Jednakże rzucone mimochodem ukradkowe spojrzenie na wiszący na wprost łóżka kalendarz oznajmiający nadejście wiosny obudziło mnie na dobre.
– No nie! Koniec zimowego snu! – Pomyślałem. – Życie, jak niechcąca utonąć Marzanna, przecież wciąż płynie dalej. Wypadałoby więc przestać się ociągać i też popłynąć.
Jak pomyślałem, tak zrobiłem. Wygrzebałem się ze śpiwora, ochlapałem twarz lodowatą wodą, po czym pobiegłem do kuchni parzyć gorący kubek pachnącej kawy. Pierwszy tej wiosny!