to, co już było…

Przewalałem swoje rzeczy. Sporo tego. Z miejsca na miejsce, z półki na półkę… Jakieś papiery, rachunki (na szczęście stare i zapłacone), dokumenty, notatki z rekolekcji, artykuły, stare gazety (nawet sprzed kilku lat), fotografie, wizytówki jakichś urzędników, karteczki z numerami telefonów osób, których nie mogłem sobie przypomnieć, jakieś płyty, kasety, stare dyskietki… aż boję się włożyć je do komputera. Wygrzebałem stare listy. Jeszcze pachniały miłością…
Zobaczyłem siebie na starej fotografii. Wymachujący rękami, młody, uśmiechnięty chłopak z łobuzerskim błyskiem w oczach. Boże! To przecież ja jestem! Tylko jakieś dwadzieścia lat temu…
Dziś wszystko, czego się dotknę mówi mi, że czas ciągle płynie. Tak, jak strumienie wody po dzisiejszym deszczu.