męka kaznodziei
Produkowałem się jak tylko mogłem. Kładłem się na ambonie, wymachiwałem rękami, modulowałem głos czasem mówiąc z przejęciem i bardzo cicho, a niekiedy wprost krzycząc. Opowiedziałem nawet anegdotę, z której zazwyczaj ludzie się śmieją. Tymczasem na…
bracie, ja mam kazanie na każdą okazję!
Mrużąc oczy wpatrywałem się w jaskrawe światło lampy. – Rekolekcje… – Myślałem. – Dwa tygodnie napiętej pracy. W sumie 5 serii. W dwóch powinienem wziąć udział, a kolejne trzy muszę sam poprowadzić. Moje myśli wirowały…