pocztówka z podróży
Spoglądałem na przepływający za oknem krajobraz. Pola, łąki, domy, lasy, pola… Od dobrych kilku godzin wciąż to samo. Miałem wrażenie, że wszystko zlewa się w jeden rozciągły pejzaż, szarością malowany. Tysiącem jej odcieni. Niby różniących się od siebie natężeniem barwy, ale i tak połączonych w pozbawioną blasku szaroburość. Nagle przypomniałem sobie, że przecież zabrałem na drogę zestaw podróżny składający się z napojów procentowych i jakiegoś tam jedzenia. Jeszcze raz rzuciłem okiem na jego zawartość i uśmiechnąłem się do samego siebie. Z pewnością pomoże mi przetrwać kolejne godziny i noc najbliższą. Chociaż wcale nie było najgorzej. Pomijając oczywiście przygnębiają aurę za oknem i uporczywie wbijający się do głowy monotonny stukot kół pociągu. Miła obsługa konduktorów, sympatyczne towarzystwo na okolicznych kojkach, czysta pościel i możliwość zamówienia czegoś do picia dawały nadzieję na spokojne przeżycie tej podróży.
Miasto przywitało nas deszczem i śniegiem. Wychodząc z hali dworcowej na ulicę mocniej naciągnąłem na głowę kaptur. Znów ta szaroburość. I na domiar złego mokra jeszcze. Pobiegliśmy więc szybko na pobliski postój taksówek.
Z tej podróży przypomina mi się jeszcze chwila jedna… może nawet dwie. Spędzone w palarni kawy przy lwowskim rynku i w pewnej księgarni w śródmieściu. Tak myślę sobie, że dobrze jest zachowywać w pamięci to, co daje przyjemne emocje. Smaki, zapachy, obrazy, czy zapierające dech w piersiach wrażenia. Pamiętam, jak kiedyś, dawno temu, pracując z kolegą w jednym z centrów turystycznych przy obsłudze parku linowego spotkałem osobę, która powiedziała, że kolekcjonuje wrażenia. Zapamiętałem jej słowa.