spektakl cieni

Kościół wypełniony był po brzegi. Panujący półmrok sprawiał, że nie mogłem dojrzeć niczyjej twarzy. A przecież ludzie oddaleni byli ode mnie zaledwie o kilka metrów. Dodatkowo światło reflektora padające bezpośrednio na miejsce, gdzie stałem oślepiało mi oczy.
Chwila była poważna. Kryło się jednak w niej coś radosnego i spontanicznego.
Mrużąc oczy jeszcze raz podniosłem głowę. Ale w półmroku mogłem dostrzec jedynie niewielkie płomienie świec trzymanych przez obecnych w świątyni.
– Teatr mroku i półcieni. Bez kształtów i barw. – Pomyślałem.
Poczułem się dziwnie obco. Przez chwilę wydało mi się, że moje miejsce jest tam, ze wszystkimi, na widowni, w bezbarwnym świecie szarych postaci. Dlaczego więc jestem po drugiej stronie?
Odwróciłem wzrok w stronę płonącego obok mnie Paschału. Delikatne podmuchy powietrza sprawiały, że jego płomień tańczył. Uśmiechnąłem się do niego.
– Teraz już wiem! Czas zakończyć ten spektakl cieni. Przecież dziś, jak nigdy dotąd, możemy poczuć się zaproszeni do Życia! A ja stoję tu po to, by powiedzieć o tym innym.
Uniosłem powoli głowę raz jeszcze spoglądając w mrok i drżącym głosem zacząłem:
– Exultet iam Angelica turba caelorum…