salonowy poranek

Wyjechałem z domu o siódmej z minutami. Cały poranek spędziłem w punkcie serwisowym salonu samochodowego jednej z popularnych marek automobilowych. Przyszedł czas na pierwszy, gwarancyjny jeszcze przegląd. Nie lubię takich poranków. Strasznie wybijają mnie z rytmu. Trudno mi znaleźć wtedy czas na modlitwę i logiczne zaplanowanie dalszego działania. Później, przez sporą część dnia nie mogę się pozbierać. Żeby jednak w oczekiwaniu na auto nie umrzeć z nudów, zabrałem ze sobą książkę. Zdecydowanie lepiej poczytać coś wartościowego, niż wodząc po ścianach, błędnym wzrokiem wpatrywać się w porozwieszane na niej certyfikaty jakości usług salonowych.
Usiadłem więc wygodnie w skórzanym fotelu i wygrzebałem z mojej magicznej torby niewielką książkę. Naprzeciw mnie para młodych małżonków flirtowała nieśmiało. Czekając na swoje pięć minut pewnie o wszystkim zapomnieli – pomyślałem. Uśmiechnąłem się do nich. Miłość nigdy z niczym się nie liczy. Jeśli się naprawdę kocha, to tak, jakby świat przestał istnieć. Wokół nie ma już niczego, tylko zakochanie…
Małżonkowie nie przejmując się zbytnio moją obecnością odwzajemnili mój uśmiech. Uznałem więc, że teraz mogę spokojnie pogrążyć się w lekturze.
Rozpoczynał się kolejny dzień „przygód” małego Oskara, cioci Róży, i ich szpitalnych przyjaciół…