runął już ostatni mur..?

– Co to znaczy, że masz trudności w relacji z tym pacjentem?
– No wiesz, rzadko przychodzi do mnie na rozmowy terapeutyczne, nie realizuje planu leczenia, mam poczucie, że mnie nie słucha… Odnoszę wrażenie, że pomiędzy nami wyrósł mur, przez który nie mogę się przebić!
K. mówiła z przejęciem i z wyraźnie wymalowanym na twarzy zniechęceniem. Wygląda na to, że chyba naprawdę zaczynało brakować jej sił do pokonania tych trudności. No cóż, ściana stojąca pomiędzy terapeutą a pacjentem rzeczywiście utrudnia pracę.
W pewnym momencie na dyżurkę wpadł zdyszany M.
– Widzieliście..!? Zawalił się mur za kościołem! – Wyrecytował jednym tchem.

Chwilę później całą wspólnotą przyglądaliśmy się klasztornemu nieszczęściu. Kilkunastometrowy fragment ściany okalającej nasze podwórko, jak długi leżał wyciągnięty w grządkach społecznościowego ogródka. Zresztą, to było do przewidzenia. Mur był już stary, w dodatku na jedną stronę nieco pochylony. Eksperci zgodnie twierdzili, że jego upadek jest tylko kwestią czasu.
– Dobrze, że nikomu nic się nie stało – z ulgą westchnął brat Adam.
Spojrzałem na zatroskaną twarz przełożonego. Zobaczyłem, że spod przygnębienia i smutku mimo wszystko przebija się uśmiech.
Pomyślałem wtedy o wszystkich trudnościach, które nas ostatnio dotykały. Tych związanych z remontem kościoła, z posadzką, z malowaniem, o trudnościach wynikających z tego, że konserwator chyba nas nie lubi, bo osłowato uparł się na kilka rzeczy i nie chce ustąpić. Pomyślałem o murach, jakie czasem w relacjach międzyludzkich wyrastają, o których na spotkaniu klinicznym mówiła K. A niech to! Sporo tego!
No cóż, pozostaje tylko nadzieja, że kolejne jutro przyniesie nowe, już nie trudności, ale pomysły na ich rozwiązanie, że mury ze starości (jak nasz) same upadną, a ludzie przekonując się do siebie nawzajem, zaczną wreszcie obdarzać się zaufaniem.